W kręgu wiary i tradycji
|KOLEJNY DZIEŃ PIELGRZYMKI DO WŁOCHhttps://naszepismo.pl/2020/02/09/w-kregu-wiary-i-tradycji/ cdn.
Długo można by opisywać wrażenia, z tej PIELGRZYMKI lecz i te nie wystarczą aby sobie wyobrażić dlaczego tak wielka liczba ludzi przybywa do San Giovanni Rotondo i to tak z daleka aby pomodlić się do Ojca Pio – prostego kapucyna, który zadziwił świat.
22 września 1968 roku stygmaty wyryte na dłonach Ojca Pio przed 50 lat znikły. Od r. 1919 ojciec Pio wiedział, że to będzie znak, iż pójdzie na spotkanie z Tym, któremu poświęcił całe życie przyjmując bez zastrzeżeń wszelkie cierpienia fizyczne i duchowe, które mu się podobało zesłać, aby pomóc nawrócić grzeszników i otworzyć Niebiosa wielkiej liczbie spośród nich. I rzeczywiście 23 września 1968 r. o 2.30 odszedł do Tego, który posłużył się nim w sposób tak niezwykły. Jeszcze w przeddzień odprawił Mszę św. i spowiadał aż do wieczora. Ponad 100 tys. ludzi uczestniczyło w pogrzebie. Mszę św. celebrowało 35 kapłanów i 2 biskupów.
Dziś, z Nieba, Ojciec Pio nadal wyprasza wszelkie rodzaje cudów, tak samo jak za życia.
Bacz, gdzie stąpasz!
Powszechnie wiadomo, że kapucyn z San Giovanni Rotondo doświadczał ciężkich prób, ale i wielu łask. Nie wszystkim jednak znane jest jego niesamowite poczucie humoru! /wyczytane-zasłyszane/
Pewien człowiek udał się do San Giovanni Rotondo, by spotkać się tam z ojcem Pio, ale na miejscu był tak wielki tłum, że nie spotkawszy się z nim, musiał wrócić do domu. Jednak kiedy oddalał się od klasztoru, poczuł cudowny zapach dobywający się ze stygmatów zakonnika i poczuł się pokrzepiony. Kilka miesięcy później poczuł tę samą przyjemną woń, gdy szedł przez góry. Zatrzymał się i na kilka chwil popadł w ekstazę, wdychając rozkoszny zapach. Kiedy odzyskał zmysły, dostrzegł, że znajduje się tuż nad przepaścią i że – gdyby nie ten zniewalający zapach, który go „zatrzymał” – dalej by szedł przed siebie. Postanowił udać się natychmiast do San Giovanni Rotondo, żeby podziękować ojcu Pio za uratowanie przed katastrofą. Kiedy trafił do klasztoru, ojciec Pio, który nigdy wcześniej nie widział tego człowieka, powiedział do niego z uśmiechem: „Mój Synu! Bacz, gdzie stąpasz!”.
Pod materacem
Pewna kobieta cierpiała na straszne migreny do tego stopnia, że postanowiła włożyć fotografię przedstawiającą ojca Pio pod poduszkę, w nadziei, że ból ustąpi. Upłynęło kilka tygodni, a ból nadal jej dokuczał. W końcu, z iście włoskim temperamentem, krzyknęła: „Ojcze Pio! Skoro nie chciałeś uwolnić mnie od bólu, za karę wsadzę cię pod materac!”. Po kilku miesiącach udała się do San Giovanni Rotondo, żeby wyspowiadać się u ojca Pio. Ledwie uklękła przed konfesjonałem, zakonnik wbił w nią wzrok i ostro zatrzasnął drzwiczki konfesjonału. Kobietę zamurowało, gwałtowna reakcja całkowicie zbiła ją z pantałyku. Nie mogła wydobyć z siebie ani słowa. Po krótkiej chwili drzwiczki otwarły się z powrotem, a Padre powiedział do niej z uśmiechem: „Nie spodobało ci się, prawda? Mnie także się nie podobało, że wsadziłaś mnie pod materac!”.
Rady ojca Pio
Pewien ksiądz z Argentyny tak wiele słyszał o radach ojca Pio, że postanowił udać się do Włoch tylko po to, by otrzymać od niego kilka użytecznych zaleceń, które wskazałyby mu drogę duchową. Kiedy przybył na miejsce, wyspowiadał się u ojca Pio, po czym wrócił do kraju, nie otrzymawszy żadnych wskazówek. Był tym tak rozczarowany, że odczuwał potrzebę, by wszystkim o tym opowiadać. Użalał się: „Nie rozumiem, dlaczego ojciec Pio niczego mi nie powiedział. A ja przecież tylko po to pojechałem do niego aż z Argentyny! Przecież ojciec Pio czyta w sumieniu każdego człowieka i dobrze wiedział, że przyjechałem, mając nadzieję, że dostanę jakieś wskazówki!”. Skarzył się tak, że jego parafianie zaczęli się nad całą sprawą zastanawiać i zapytali go: „Ojcze, czy jesteś pewien, że Padre Pio niczego ci nie powiedział? A może wykonał jakiś niezwyczajny gest?”. Ksiądz pogrążył się w zadumie i w końcu przypomniał sobie, że ojciec Pio rzeczywiście wykonał nieco dziwny gest – pobłogosławił go, czyniąc znak krzyża niesłychanie powoli, do tego stopnia, że on sam myślał, iż to się nigdy nie skończy. „Taka właśnie jest jego rada!” – zawołali parafianie. „Kiedy nas błogosławisz, ojcze, robisz to tak szybko, że twój gest bardziej przypomina bazgraninę niż krzyż”. Ksiądz był zachwycony. W końcu od ojca Pio w sposób bardzo oryginalny i tylko jemu właściwy otrzymał radę, o którą zabiegał.
Strażnik i złodzieje
„W jednej z rzymskich dzielnic grasowali złodzieje. Z tego powodu jeden z mieszkańców bał się pojechać do ojca Pio. Mimo wszystko zdecydował się udać w drogę, ale wcześniej zawarł w myślach układ z ojcem Pio: „Ojcze, pojadę do ciebie, ale ty pilnuj mi domu…”. Kiedy znalazł się w San Giovanni Rotondo, wyspowiadał się ojcu Pio. Następnego dnia podszedł do niego, żeby się z nim przywitać, ale spotkała go reprymenda: „Jeszcze tutaj jesteś?! A ja siódme poty wylewam, bo tak mocno podpieram twoje drzwi!”.Rzymianin natychmiast ruszył w drogę, nie rozumiejąc, co ojciec Pio chciał mu przez to powiedzieć. Kiedy dotarł na miejsce, natychmiast dostrzegł, że do domu dobierali się złodzieje. Udało im się złamać zamek, ale w domu niczego nie brakowało.
Dzieci i cukierki
Pewna kobieta od dawna nie odwiedzała ojca Pio. Minęło tyle czasu, że nie mogła już mieć wątpliwości: on musiał o niej za- pomnieć. Bardzo ją to dręczyło. Nadszedł dzień, gdy rankiem powierzyła mu w myślach swoją córeczkę i jak zwykle udała się na mszę do kościoła. Kiedy wróciła, zobaczyła, że dziewczynka ze smakiem pogryza karmelowy cukierek. Zapytała zdziwiona, kto jej dał tę krówkę? Mała, wielce rozradowana, wskazała na portret ojca Pio. Był to obraz wiszący nad kojcem, w którym matka na czas krótkich nieobecności zostawiała dziecko. Minęło trochę czasu i kobieta udała się znowu z wizytą do za- konnika. Zaraz po spowiedzi ucałowała go w rękę. A on, śmie- jąc się, zapytał: „Ty też chcesz krówkę?”.
Łysy
Pewien mężczyzna łysiał i strasznie cierpiał z tego powodu.
Bardzo nie chciał całkowicie wyłysieć. Kiedyś zwrócił się do o. Pio z prośbą, żeby ten modlił się o to, by nie wypadły mu wszstkie włosy. Ojciec Pio akurat schodził po stopniach prowadzących do ołtarza. Mężczyzna wpatrywał się w niego niespokojnie, oczekując jakiejś odpowiedzi. Ojciec Pio znalazł się tuż obok. Ze zmienionym wyrazem twarzy i znaczącym spojrzeniem wskazywał mu osobę schodzącą za nim, po czym powiedział: „Poleć się jemu!”. Mężczyzna przechylił głowę i zobaczył zupełnie łysego księdza, z głową lśniącą jak wypolerowane lustro. Wszyscy wybuchli gromkim śmiechem.
Uderzenie butem
Pewien parafianin ojca Pio cierpiał na potworne bóle zębów. Ból nie ustawał i był tak okrutny, że jego żona poradziła mu: „Dlaczego nie pomodlisz się do ojca Pio, żeby uwolnił cię od bólu? Masz tutaj jego zdjęcie, pomódl się”. Mąż wpadł we wściekłość. „Tak strasznie mnie boli, a ty masz mi do zaproponowania tylko modlitwę?”. Chwycił w rękę leżący nieopodal but i z całych sił cisnął nim w portret ojca Pio. Kilka miesięcy później żonie udało się go przekonać, by poszedł się wyspowiadać u ojca Pio w San Giovanni Rotondo. Mężczyzna uklęknął przy konfesjonale i wyznał wszystkie grzechy, które pamiętał. Padre Pio zapytał go: „Niczego więcej sobie nie przypominasz?”. „Niczego” – odpowiedział mężczyzna. „Niczego więcej? A co z butem, który cisnąłeś mi w twarz?”.
Myślisz, że to ja pojmę ją za żonę?
Ojciec Pio odprawiał mszę ślubną. W kulminacyjnym punkcie uroczystości młody małżonek z powodu emocji nie był w stanie powiedzieć sakramentalnego „tak”. Padre odczekał kilka chwil, próbując zachęcić go uśmiechem. Widząc jednak, że wszelkie jego wysiłki spełzają na niczym, rzekł głośno: „Powiedz tak. A może myślisz, że to ja pojmę ją za żonę?”.
A ty z tego kpisz!
Żarliwa wielbicielka ojca Pio miała zwyczaj modlić się codziennie na kolanach przed jego wizerunkiem. Prosiła Padre o błogosławieństwo. Jej mąż, także wielbiciel zakonnika, nie mógł powstrzymać śmiechu, ponieważ uważał takie zachowanie za przesadne. Ta małżeńska scena powtarzała się każdego dnia. Kiedy nadarzyła się okazja, by wspólnie złożyć wizytę ojcu Pio. Mąż powiedział wtedy: „Ojcze Pio, moja żona codziennie wieczorem prosi cię o błogosławieństwo” „Dobrze o tym wiem – odpowiedział Padre. – A ty z tego kpisz!”.
Zazwyczaj jednak, spędzając czas z braćmi, w czasie spotkań, posiłków, gdy tłoczący się tłum zostawał za drzwiami, Ojciec Pio był człowiekiem radosnym, uśmiechniętym, potrafił opowiadać ciekawe historyjki i dowcipy. Był również zdolny do delikatnej ironii… Kiedy ojciec Gemelli, podpierając się autorytetem nauki, nie zbadawszy nawet ran Stygmatyka, ośmielił się wydać diagnozę i określił stygmaty jako efekt bo tak myśli – psychosomatyczny – odpowiedział: „Powiedzcie mu, by myślał intensywnie, że jest bykiem. Zobaczymy, czy wyrosną mu rogi”. Biograf Swiętego – ojciec Alessandro da Ripabottoni, napisał że „Czasem klasztorny refektarz stawał się jego sceną. Wstawał ze swego miejsca, szedł na środek i… odgrywał scenki”.
Także w czasie cierpienia i wewnętrznej udręki Ojciec Pio po- trafił rozsiewać radość i nadzieję w strapionych sercach.
Dwudziestopięcioletni brat Jan cierpiał na chorobę płuc, która objawiała się częstym wymiotowaniem krwią. Ojciec Pio odwiedzał go każdego dnia. Młody zakonnik poprosił go rozżalony: „Ojcze duchowny, proś Pana, by zabrał mnie z tego świata. Nie dam już dłużej rady”. Ojciec Pio odpowiedział: „Co za gadanie o śmierci!? Masz coś przeciwko temu, by żyć jeszcze pięćdziesiąt lat? Właśnie tyle będziesz żył!”. Brat Jan się uspokoił. Poczuł się lepiej, wyzdrowiał. Zmarł pięćdziesiąt lat później, 30 kwietnia, gdy przygotowywał się, by jak to w maju każdego dnia swym pięknym głosem śpiewać pieśni Matce Bożej.
Takich opowieści jest bardzo wiele! Dają świadectwo i przekonują, że Ojciec Pio, zanim został świętym był przede wszystkim Człowiekiem – posłusznym, olbrzymem wiary, pokorny w każdym doświadczeniu, a zarazem – “jednym z nas” – jak mówią w rodzinnej Pietrelcinie i w San Giovanni Rotondo.
Dar bilokacji św. Ojca Pio
Obronił San Giovanni Rotondo przed zbombardowaniem.
W życiu wielu świętych mistyków odnotowano przypadki bilokacji, czyli stanu, w którym dana osoba znajduje się równocześnie w dwóch różnych miejscach, nieraz oddalonych od siebie o tysiące kilometrów. Jest to jedno z najbardziej tajemniczych zjawisk w życiu mistyków.
Ojciec Pio posiadał dar bilokacji, z którego bardzo często korzystał, aby nieść pomoc ludziom będącym w potrzebie. Udawał się w bilokacjach tam, gdzie posyłał go Chrystus, do konkretnych osób, z duchowym wsparciem, radą i pomocą.
Zjawisko bilokacji w życiu o. Pio jest bogato udokumentowane.
Piloci wojsk alianckich stacjonujących w okolicach Bari od września 1943 r. byli podczas lotów świadkami nadzwyczajnych spotkań. Za każdym razem, kiedy odbywali loty bojowe i zbliżali się w okolice San Giovanni Rotondo, widzieli pojawiającego się na niebie zakonnika, który nie dopuszczał do zrzucenia bomb i zawracał samoloty. Wszystkie miejscowości w okolicy były mocno bombardowane, natomiast na San Giovanni Rotondo nie spadła ani jedna bomba. „Kiedy piloci wracali po wykonaniu lotu – wspomina generał Rossini – opowiadali, że w pewnym momencie na niebie ukazywał się im zakonnik… i wtedy samoloty natychmiast same zmieniały kurs”. Początkowo wielu nie dowierzało tym nieprawdopodobnym historiom. Jednak kiedy coraz więcej pilotów dzieliło się podob- nymi doświadczeniami (a byli wśród nich Amerykanie, Anglicy, Polacy, Żydzi, katolicy, protestanci, niewierzący), naczelny dowódca, którym był amerykański generał, postanowił osobiście sprawdzić wiarygodność tych opowieści. Poprowadził eskadrę bombowców, która miała zniszczyć niemiecki magazyn amunicji, znajdujący się w pobliżu San Giovanni Rotondo. Była to któraś z kolei misja, wszystkie poprzednie nie powiodły się, z powodu tajemniczej zjawy pojawiającej się na niebie. Wszyscy w napięciu czekali, jak tym razem powiedzie się lot bombowe; Kiedy eskadra wróciła do bazy, amerykański generał był w prawdziwym szoku. Opowiedział, że kiedy byli już blisko celu bombardowania, nagle zauważyli na wysokości lecących samolotów, postać zakonnika ze wzniesionymi rękami. W pewnym momencie we wszystkich samolotach bomby samoczynnie się odczepiły spadając na okoliczne lasy. Natomiast samoloty, same, bez ingerencji pilotów wróciły w kierunku bazy. Wydarzenie to stało się głownym tematem rozmów w całej jednostce. W czasie dyskusji ktoś zasugerował, że tym zakonnikiem może być stygmatyzowany o. Pio, przebywający w klasztorze w San Giovanni Rotondo. Generał stwierdził, że jak tylko przesunie się linia frontu, to osobiście pojedzie do klasztoru, aby to sprawdzić. Kiedy Niemcy wycofali się Generał wybrał się z kilkoma pilotami do San Giovanni Rotondo. Przy wejściu do zakrystii natychmiast zauważył, że w grupie zakonników jest… ten, który zawracał samoloty. Ojcie Pio podszedł do generała, położył mu rękę na ramieniu i powiedział: „To ty chciałeś nas wszystkich wysadzić w powie- trze!”. Słysząc te słowa i widząc o. Pio generał przeżył duchowy wstrząs. Później długo jeszcze rozmawiali ze sobą, doskonale się rozumieli, chociaż generał mówił po angielsku, a o. Pio w swoim rodzinnym dialekcie z Benewentu. Po tym spotkaniu, generał, protestant przeszedł na katolicyzm.
Dziękuję za uratowanie mi życia
Pewnego dnia po Mszy św. w zakrystii o. Pio zdejmował szaty liturgiczne. Podszedł wtedy do niego mężczyzna, który upadł na kolana i płacząc mówił: „Ojcze, dziękuję, że uratowałeś mi ży- cie”. Był to kapitan piechoty. W czasie wojny przebywał na froncie, wokół szalała bitwa. W pewnym momencie zobaczył, że kilkanaście metrów od niego stoi jakiś zakonnik, daje mu znak ręką i mówi: „Niech pan kapitan jak najprędzej ucieka z miejsca, gdzie pan teraz jest, i stanie obok mnie”. Kapitan natychmiast podbiegł do zakonnika i w tym momencie uderzył granat, dokładnie w to miejsce, w którym przez chwilą stał. Kiedy oficer odwrócił się, aby podziękować zakonnikowi, jego już tam nie było, zniknął bez śladu. Kapitan zaraz po wojnie przy jechał do San Giovanni Rotondo i wtedy rozpoznał, że tym tajemniczym zakonnikiem był właśnie o. Pio.
22 września 1968 roku stygmaty wyryte przed 50 lat znikły.
Od roku 1919 ojciec Pio wiedział, że to będzie znak, iż pójdzie na spotkanie z Tym, któremu poświęcił całe życie przyjmując bez zastrzeżeń wszelkie cierpienia fizyczne i duchowe, które mu się podobało zesłać, aby pomóc nawrócić grzeszników i otworzyć Niebiosa wielkiej liczbie spośród nich. I rzeczywiście 23 września 1968 r. o 2.30 odszedł do tego, który posłużył się nim w sposób tak niezwykły. Jeszcze w przeddzień odprawił Mszę św. i spowiadał aż do wieczora. Ponad 100 tys. ludzi uczestniczyło w pogrzebie. Mszę św. celebrowało 35 kapłanów i 2 biskupów.
Dziś, z Nieba, Ojciec Pio nadal wyprasza wszelkie rodzaje cudów, tak samo jak za życia.
Autorka, z urodzenia wrocławianka, z wykształcenia ekonomistka, z zamiłowania podróżniczka – lubi dzielić się wrażeniami z podróży, opisywać je i poznawać interesujących ludzi. Mieszka za granicą ale Polska to jej prawdziwa Ojczyzna. Współpracuje z Naszym Pismem i z innymi czasopismami o profilu niepodległościowym i patriotycznym.
W przygotowaniu artykuły o Capri – Ogrodach Augusta i Monte Angelo
Autor: JOLANTA V. MIARKA
BARDZO MĄDRY I PIĘKNY ARTYKUŁ. NIC DZIWNEGO WROCŁAWIANKI SŁYNĄ Z URODY I MĄDROŚCI. ZAZROSZCZĘ TAKIEJ PIELGRZYMKI. CZYTAM TE WRAŻENIA OD SAMEGO POCŻĄTKU, JAK TO MÓWIĄ „OD DESKI DO DESKI”. CZEKAM NA WIĘCEJ.
POZDRAWIAM TO NASZE PISMO I AUTORKĘ!!!
Pani Jolanto, serdeczne dzięki, że przypomniała nam Pani o Swiętym Ojcu Pio, jego cierpienia ale i czynienie dobra dla ludzkości w czasach zagrożenia. Przed trzema laty byliśmy z mężem we Włoszech i modliliśmy się w Świątynii o łaski i od tego czasu nasze życie stało się łatwiejsze. Te łaski sprawiły, że jest w nas więcej dobra, wyrozumiałości i współczucia nie tylko dla siebie ale i dla innych, którzy są w potrzebie. Pozdrawiam Panią serdecznie
Niech Pan Bóg ma Panią w opiece, a Ojciec Pio niech ratuje ludzkość jak to czynił w czasie wojny chroniąc San Giovanni Rotondo.