FELIETONY SPOD KRZYŻA POŁUDNIA

O starości trochę na smutno…I trochę na wesoło … 

   Felieton Pani Ireny                                     

Polacy zamieszkujący poszczególne stany Australii

Coraz więcej wdów na całym świecie i dowodzi to po raz settny, że męzczyźni żyją krócej. Jesteś zaproszona na obiadek urodzinowy, a tam 12 pań w wieku ponad średnim – a pomiędzy nimi dwa rodzynki – panowie. Przeważnie siedzą koło siebie i wyglądają na przestraszonych – a nuż któraś z pań go uwiedzie, czatuje na jego domek, konto bankowe i wolność. A ak przypadkiem trafi się małżeństwo, to pani Żona gwarzy sobie z innymi o wnuczkach, ogródkach, a pan Mąż siedzi cicho popijając kawkę i zagryzając ciasteczkiem. Wtedy tylko się rozrusza, jak go się zapytać – a może nam pan tak opowie jak to było kiedy 50 lat temu przyjechaliście do Australii? Nieraz opowie i te wspomnienia są bardzo ciekawe.

 4 lata temu na słynnej wycieczce statkiem „Szolochowem” do Nowej Kaleodonii jeden pan dosyć szpetny, otyły i niesympatyczny – otoczony był wianuszkiem starszych pań. Pili rosyjskiego szampana, pan promieniał, a panie ciągle zmieniały stroje (tak zwane toalety). Babki te starsze, samotne wbrew ogólnej opinii, zupełnie nieźle sobie zyją i wiele jest takich, które by nigdy nie zrezygnowały ze swojej wolności. „Wezmę mężczyznę do domu, to będę musiała mu prać, gotować, może jeszcze byłby niezadowolony, a tak to robię co chcę.” Powiedziała jedna pani z Quanbeyan. Aby tylko zdrowie dopisało, bo niestety często po sześćdziesiątce zaczynają nas gnębić pakudne choroby. Łamie nas w krzyżu, bolą nogi, dokucza reumatyzm, nieraz cukrzyca się doplącze, oczy coraz słabsze. Dzieci pytają – jak się mama czuje?

Zawsze bardzo dobrze – po co ich martwić.. I cieszy się matka, że ich widzi i zaraz wejdzie na stół coś smacznego. Są i takie starsze panie, co ciągle mówią o chorobach – takich należy unikać i nie licytować się, którą bardziej boli… Wiele samotnych starszych pań można spotkać w klubach, tam sobie grają w poker-maszyny. Jak jedna pani wygrała tysiąc dolarów to jej cała Canberra i Quenbeyan zazdrościło. Od tej pory cisza, widocznie szczęście nie dopisuje.

 A jak kilka samotnych starszych pań spotka się razem, to sobie wspominają o odległych czasach, ponarzekają, że muzyka teraz zwariowana – „rock” i „heavy metal”. Gdzie te czasy – mówią – kiedy chodziło się na dansingi, tańczyło tango, walca, a młodzieniec był wtedy grzeczny i romantyczny. Ale te wszystkie panie bez wyjątku chwalą Australię, bo tu dbają o nas bardzo: uważaj na cholestrol, unikaj tłuszczów, broń Boże nie pal papierosów, bo dostaniesz raka. Przychodzą też listy zapraszające – jeżeli skończyłaś 50 lat, przyjdź do kliniki zbadać piersi – nic nie kosztuje. Inne części ciała też należy sprawdzać – ciągle się o tym mówi. Masz też swojego rodzinnego lekarza, który zawsze pomoże, wysłucha i poradzi. W prasie radiu i telewizji mówi się, żeby starsi ludzie ograniczali branie leków, zwłaszcza nasennych – bo to szkodliwe dla zdrowia. Serce rośnie jak się słucha! Komu  bowiem zależy abyśmy żyły 100 lat i były zdrowe? Po co ta cała maskarada? Wiadomo, że na każdym umarłym renciście kochany nasz rząd liberalny oszczędza kilka tysięcy dolarów rocznie. Ciągle się mówi, że za dużo starych, społeczeństwo nam się starzeje, oj, cięzko, cięzko – emerytów przybywa. Coraz większe obciąenie dla rządu; ciągle narzekają, człowiek wstydzi się, że jeszcze żyje! Więc gdzie sens, logika? Bo z drugiej strony, jak wspomniałam, ciągle nam radzą co robić, aby długo żyć.

 Samotność nie musi być smutna ani brzydka – aby tylko nie była bezczynna.

 Starsze panie więc nie dają się, chcą być pożyteczne. Są też takie, co swoje puste zycie chca poświęcić dla dzieci, wnuków. Wcale to na dobre nie wychodzi obydwu stronom – niech mama nareszcie pomyśli o sobie – mówią dzieci. Są takie starsze panie Polki, które mają małe rządowe domki z ogródkiem, marną podstawową emeryturę i jeszcze potrafią  uciułać na podróż do Polski; a to przypilnują komuś dzieci, albo wezmą koszyk bielizny do prasowania i nie martwią się jak im Bóg każe żyć długo, no bo przecież dzieci, wnuczki… O nie! – mówią wszystkie, absolutnie wszystkie – gdybym dożyła późnej starości i straciła swoją niezależnośc, gdybym była sparaliżowana i na wózku inwalidzkim, nigdy bym nie pozwoliła aby ciężar opieki nade mną spadł na dzieci. Tylko Dom Starców. A z panami staruszkami to zupełnie inna sprawa.

 Jeśli ukochana żona nie doczeka Złotych Godów i odejdzie do lepszego świata, pan wdowiec po krótkiej żałobie nagle młodnieje, zaczyna rozglądać się za odpowiednią partnerką, czyli w wieku powyżej 35 lat. Pan już blisko osiemdziesiątki, ale trzyma się krzepko, pierś wypięta, brzuch schowany. I tak mu wszyscy prawią komplementy, że taki przystojny, trochę łysy lub szpakowaty, ale bardzo mu do twarzy z Filipineczką przy boku. Na panie po pięćdziesiątce patrzy z góry – boż to przecież staruchy. A, że ma zmarszczki – to od czego broda, wąsy – zresztą zmarszczki u panów dodają im tylko więcej tak zwanego „uroku osobistego”. Tak, tak, panowie mogą sobie zakryć zmarszczki brodą i wąsami, czego niestety my, kobiety zrobić nie możemy. A,jeżeli zdarzy się odwrotna sytuacja (choć to rzadkość) i staruszka mająca 70 lat „chodzi” z młodzieńcem czterdziesto- letnim – to się mówi, że jest nienormalna i wstyd przynosi rodzinie. Jak to jest? Przecież jej syn jest starszy od tego „boy- frienda”. Powinna się wstydzić, iść do kościoła – bo tam jej miejsce – grzmią przyjaciółki. Ale trzeba przyznać, że coraz bardziej na świecie, zwłaszcza tym bogatym – artystycznym są w modzie „toy-boye” – wymuskani, eleganccy, bicepsy takie, że się pada z wrażenia. Przeważnie ci młodzieńcy liczą sobie latek dwadzieścia, a panie dużo, dużo starsze. Ale trudno określić ich wiek – wszystko jest „perfect” – włosy, zęby, biusty. O, silikonie nasz kochany! – panie doktorze chirurgu plastyczny – rób wszystko abym była ciągle młoda, piękna! Idzie więc sobie taka „zakochana” para – „toy boy” nosi nawet takie ciuchy, żeby pasowały kolorystycznie do pani, wpatrzeni w siebie, pani szczęsliwa, że ją ktoś kocha, a on ciągle myśli o tym co by jeszcze urwać z jej milionowego konta i ożenić się wreszcie ze swoją dziewczyną. Jakie to życie dziwne, pełne wrażeń, a my staruszkowie jesz-cze próbujemy być romantyczni. I tak myślę sobie, tyle starszych osób mieszka samotnie w wielkich domach, malutkich mieszkaniach i w domach tak zwanej Spokojnej Starości – odwiedzajmy ich często, bo często ta godzinna wizyta jest dla nich największą radością.

 P.S. Oświadczam, że od tego roku już mi lat nie przybywa.

I tyle o Starości

                                     Autor:  Irena Ślaska-Bell

                                                                      

Śledź i polub nas:
Jedenkomentarz

Dodaj Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *