SERDECZNIE WITAMY

Wiesław HOP

Wiesław Hoppisarz i publicysta (Warszawski Odział Związku Literatów Polskich). Urodził się w roku 1963 w Birczy, w pow. przemyskim, gdzie mieszka. Jest żonaty i ma troje dzieci. Uczył się miedzy innymi w Liceum Ogólnokształcącym w Dynowie i na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Rzeszowskiego. Był nauczycielem, a w latach 1989 – 2010 policjantem. Przez ostatnie trzynaście lat służby pełnił funkcję komendanta Komisariatu Policji w Birczy. Jest autorem 5 wydanych powieści (Spacer ze śmiercią, Wbrew woli, Poranek pełen nadziei, Przed wyrokiem i O północy w Bieszczadach) oraz ok. 80 opowiadań i innych utworów opublikowanych w czasopismach o zasięgu ogólnopolskim i regionalnym oraz polonijnych, z których 11 zdobyło nagrody i wyróżnienia w konkursach literackich. Jego twórczość, tematycznie związana z Podkarpaciem, promująca ten region, jego historię i kulturę, w tym tradycyjne polskie patriotyczne i chrześcijańskie wartości, wyróżnia się prostotą stylu i formy, i dużą wartością artystyczną – jest chętnie czytana przez czytelników i wysoko oceniana przez znawców literatury.

>>>=<<<

PO DRUGIEJ STRONIE KSIĘŻYCA

Każdy z nas miewa wzloty i upadki; chwile lepsze i trochę gorsze. Ja, kiedy nie chce mi się pisać czegoś poważniejszego, bardziej pracochłonnego, na przykład opowiadań albo powieści, zapisuję na przygodnych kartkach papieru myśli, które przychodzą mi do głowy, i w jakiś sposób wyróżniają się pośród innych, bardziej zwyczajnych – codziennych, że tak powiem, spostrzeżeń. Kartki te gubią się gdzieś, przepadają bez śladu, ale zdarza się też, że po pewnym czasie, niektóre z nich, jakimś dziwnym trafem, odnajdują się i znowu wpadają mi w ręce. 

Czasami układa się to w jakąś logiczną całość. Może ktoś nazwie to wierszem, a może i nie…; a ja powiem: chwilowe zamyślenie, bujanie w obłokach; poszukiwanie przygody, prawdy o życiu i naszej ludzkiej przyszłości… Łatwiejsze to od pisania prozy, przyjemniejsze, i co najważniejsze, nie wymaga żadnego wysiłku. Myśli same snują się po głowie. 0t – łapanie rozświetlonych słońcem, płynących po bezkresnym niebie, pierzastych chmurek, które mogą przyjmować najprzedziwniejsze kształty, także wielkanocnych baranków. Chmurek, w których kryje się jakaś dziecinna radość, jakieś wspomnienia z zamierzchłej, ale wciąż żywej przeszłości; jakaś zapowiedź czegoś ponadczasowego, może kosmicznego bezkresu i wieczności, uporządkowanej i celowej, którą włada wszechwładny, dobry, a nam bardzo bliski Wielkanocny Bóg. Chmurek, w których przede wszystkim kryje się nadzieja, że to w co wierzysz, to co widzisz oczami wyobraźni, o czym nieustannie marzysz, jest realne, jest do osiągnięcia; bo istnieje w przestrzeni tego, współczesnego nam, a jeżeli nie, to tamtego, pozaziemskiego świata…

Myślę, że wszyscy miewamy podobne stany. I właśnie w takich chwilach próbujemy odkrywać tę drugą, niewidoczną stronę medalu naszego życia, którą jest czekająca nas wieczność… Próbujemy poznać, odgadnąć, zaakceptować i pokochać boski wymiar nieskończoności, który został nam zapisany za progiem ziemskiego bytowania.

Ale przecież i tutaj, na ziemi, w tym zwyczajnym ludzkim życiu, każdy z nas ma swoją druga stronę księżyca, której na ogół nie znamy.

Zupełnie niedawno, na tamtą stronę księżyca, do wieczności, mam nadzieję, że do Boga, bo była bardzo gorliwą katoliczką, odeszła moja mama, Stanisława. Mam nadzieję, że nie ma tam żadnych zmartwień, że jest szczęśliwa i uśmiecha się tak radośnie, jak na tym zdjęciu, zrobionym w towarzystwie wnuczki, Kasi, które przez cały czas mam przed oczami. I tak ją chcę zapamiętać.

Mama była bardzo wyjątkową, obdarzoną bogatą wyobraźnią, niezwykle ciepłą i bardzo pracowita kobietą, która nade wszystko kochała swoje dzieci, a jeszcze bardziej wnuki. Potrafiła wymyślać i opowiadać wspaniałe bajki, a także różne, czasami śmieszne, wręcz niesamowite, a nawet mrożące krew w żyłach historie, gdzie autentyczne wydarzenia mieszały się ze światem z wyobraźni…

– Ciekawy jestem, kto odziedziczył po niej tę, rzadko spotykaną, umiejętność wymyślania i opowiadania przedziwnych historyjek z dreszczykiem? – zapytał kilka tygodni temu, gdy spotkaliśmy się, żeby ją pożegnać, Marian, najmłodszy brat mojego ojca.

Jak to kto? – odpowiedziałem. – My wszyscy. Jej dzieci. Może nie równo, ale każdy po trochę.

Podobno, kiedy miałem kilka lat, często prosiłem: Mamo, opowiedz mi bajkę, bo jak ty byłaś mała, to ja ci zawsze opowiadałem.

KSIĘŻYCOWE MARZENIA

Tak cichutko po niebie

Jasny księżyc wędruje,

A ja całkiem już nie wiem,

Czy on ze mną flirtuje.

*

Czy zagląda w okienko

I uśmiecha się szczerze.

Gdy mu w oczy popatrzę

Melancholia mnie bierze.

*

Może myśli: Tyś sama...

I ja sam tu na niebie.

Czemu nie miałbym skoczyć

Na godzinkę do Ciebie?

*

Usiądziemy przy stole

Z ciemnej strony księżyca,

Bo to co niewidzialne

Zawsze mocniej zachwyca.

*

Potem wrócę na niebo,

A Ty zaśniesz, kochana.

Będziesz śnić o miłości,

Słodko śpiąc, aż do rana.

*

Takie właśnie niepraktyczne kartki czasami mi się gubią. Czy to ma jakiś związek z moją mamą? Myślę, że tak, bo jak powiada ludowe przysłowie, niedaleko pada jabłko od jabłoni.

*

Dziękujemy Panie Wiesławie i prosimy o więcej!

Red. np

###########################################################################

Śledź i polub nas:
5 komentarzy

Dodaj Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *