Cz. 2. Pieśń o Powstaniu – To wam, żołnierze Krajowej Armii, dla was ta pieśń wypruta z trzew…

Zbigniew Jasiński w mundurze podporucznika Marynarki Wojennej

W lipcu 2008 r. została wydana książka „…na tle pożogi mego Miasta” – Opowieść o Zbigniewie Jasińskim poecie morza, poecie Powstania Warszawskiego, poecie tęsknoty za utraconym Miastem”. Pięknie pisze o tej książce i Autorze Janie Lissowskim (pseud. „Robak”) m.in. w „Przeglądzie australijskim” Jurata Bogna Serafińska członek ZLP i SDP odznaczona przez Ministra Kultury w 2011 r. odznaką honorową „Zasłużony dla Kultury Polskiej”.

Powróćmy jednak to rozpoczętej wypowiedzi Jana Lissowskiego (w cz. 1.) w „Historii mówionej” dla Muzeum Powstania Warszawskiego. (…) Przez dłuższy czas trzymaliśmy tę Żydówkę u nas, w naszym mieszkaniu. (…) Jak to wyglądało? – „Moja siostra miała jeden mały pokoik. (…) to leżałem na podłodze, jako drugi, a Żydówka leżała jako trzecia, na podłodze obok. Potem dostała papiery katolickie, normalne polskie papiery katolickie, przez Zbyszka zresztą zrobione i poszła do innych ludzi na służbę. Tam już była spokojna, bo miała wszystkie dokumenty. U nas się nauczyła normalnego toku, jak się zachowuje człowiek, Polak, Polak-katolik, medalik, kolędy, nabożeństwo. (…) To była bardzo inteligentna dziewczyna, córka profesora, bodajże ze Lwowa, Żyda. (…) Ona wyskoczyła z transportu do Treblinki. Opowiadała, że załadowali wszystkich w pociąg we Lwowie. Wieźli ich, wiedzieli, że na zagładę. Ona miała na imię Kazka, Kazka Wolanowska. To było jej nazwisko. Czy prawdziwe, to nie wiadomo, bo wtedy nikt nie miał prawdziwego nazwiska”. (…)

Obok: Jan Lissowski, Kazka Wolanowska, (ta ukrywana) Sława Lissowska-Jasińska, Zbigniew Jasiński i jego kuzynka Lusia Zdjęcia: Archiwum prywatne rodzin Jasińskich i Lissowskich (dodane do artykułu w „Przeglądzie australijskim” Juraty B. Serafińskiej ).

To długie wprowadzenie do cz.2. było konieczne, aby podkreślić, że są „koła i środowiska” szczególnie na Emigracji, które ciągle przyczepiają brudne łaty bohaterom, że Akowcy byli „antysemitami”….

We wstępie do książki czytamy:

„Z okruchów rzeczywistości, z pożółkłych listów i przypadkowo zachowanych gdzieś fotografii, ze wspomnień tych, którzy go znali w Polsce, w okupowanej i powstańczej Warszawie, próbujemy przywołać pamięć poety, który w wierszach pisanych pod bombami zdołał przechować dla potomności dumę dni sierpnia (…) – tak jak odczuwali to chłopcy na powstańczych barykadach i dziewczęta – łączniczki i sanitariuszki”. Jan Lissowski stworzył dzieło rzetelne, oparte na faktach, ilustrowane skanami zdjęć i dokumentów. Dzięki jego talentowi i odnajdujemy na kartach książki, nie papierowego bohatera, ale Zbigniewa Jasińskiego z krwi i kości. Taki jego obraz mógł przechować się tylko w sercu i pamięci przyjaciela. Takiego wizerunku nie mógłby przekazać ktoś obcy, nie znający osobiście naszego bohatera pisze p. Jurata Serafińska. W pierwszym rozdziale zatytułowanym „Rodzina” w podrozdziale „Korzenie” możemy zobaczyć graficznie przedstawiony herb RAWICZ, którym pieczętowali się Jasińscy, a także skan metryki urodzenia ojca poety i zdjęcia jego rodziców. Zbigniew Jasiński nie nosił wprawdzie rodowego sygnetu, ale zastosował herb rodowy w postaci pseudonimu „Rawicz”, którym posługiwał się w obozie jenieckim (…).

^^^

W marcu 1952 statek „Orcades” ze Zbyszkiem i całą jego nową rodziną wpłynął do portu w  Sydney. Powitało ich grono znajomych Zbyszka i jego żony, m.in. koledzy szkolni Jasińskiego Tadeusz  Haszkiewicz i Marian Ziętkiewicz. Ten ostatni proponował, by zatrzymali się w jego domu w Sydney  i rozpatrzyli w sytuacji, gdzie zamieszkać i zdobyć pracę. Jednakże Jasińscy przyjęli inną propozycję:  ktoś ze znajomych Marjorie oddał im do dyspozycji domek w Griffith, małym (w tamtych czasach)  miasteczku położonym około 400 kilometrów w głąb lądu, na zachód od Sydney. Liczyło ono  wówczas 5 tys. mieszkańców. Jasińscy zaczynają życie od nowa. Mają mieszkanie, lecz muszą zdobyć środki na utrzymanie. Zbyszek nosi w kieszeni dyplom oficera marynarki handlowej, nie oznacza to jednak, że zarobkowanie  na morzu nie napotyka na trudności (…) Dochody Zbyszka nie wystarczają na wygodne życie. Ważną rolę mają więc spełnić zarobki jego  żony. Marjorie świetnie prowadzi samochód, nawet w trudnych warunkach terenowych. Zamierza zająć  się handlem obwoźnym i dostarczać artykuły pierwszej potrzeby do odległych od miasta wielkich  gospodarstw  (…)

Rodzina i bliscy w kraju wreszcie dowiadują się o jego nowej sytuacji osobistej. Zbyszek pisze z  zachwytem o Marjorie:  Jest angielką o urodzie hiszpanki; jedna z jej pra-prababek poślubiła jeńca z Wielkiej  Armady. Marjorie jest inteligentna, dowcipna, o poglądzie na świat podobnym do mojego, o  podobnych zamiłowaniach, przytem pracowita i pełna rozmachu, i co najważniejsze, ma złote serce i jest ogromnie przywiązana do mnie. Gdybym chciał znaleźć w niej jakieś wady,  nie umiałbym, a znamy się od lat dziesięciu. Bardzo nam ze sobą dobrze, gdy jesteśmy  razem. (12) (…)

Kolejne lata okazały się pod względem finansowym znacznie mniej pomyślne. Kariera Zbyszka  jako oficera marynarki urwała się. Na dodatek wpływy ze sprzedaży obwoźnej okazały się grubo  mniejsze od zakładanych. Po pierwsze dlatego, że z powodu braku kapitału Jasińscy nie mogli kupić  towaru od hurtowników, lecz jeździli z towarem im powierzonym i zarabiali tylko procent  komisowego. Ponadto z powodu klęski szarańczy rolnictwo ponosiło wielkie straty, w związku z  czym zbyt towarów był bardzo ograniczony. Marjorie to jednak nie zniechęcało; znajdowała czas na  wspólne z mężem wyprawy karawanem w celach czysto turystycznych.  Jasińscy przyjęli nową strategię postanowili otworzyć sklepik z bielizną damską. W tym celu  zakupili odpowiedni lokal, niestety w stanie kompletnej ruiny. Jasiński sam wykonał szereg adaptacji,  zbudował półki sklepowe i urządził nocleg za przepierzeniem. Wprowadzili się tutaj, gdyż  mieszkanie we wspólnym domu z rodziną Myry i Piotra, a na dodatek z teściową okazało się na  dłuższą metę niemożliwe. Zbyszek stał się nagle podwójnym dziadkiem. Nowa forma zarobku nie przyniosła, niestety, znacznej poprawy w finansach. Z powodu braku  gotówki większość towaru brali w komis. Jasiński ma jednak drugi fach. Dzięki kursom ukończonym  w Anglii zna zasady księgowości i może być doradcą podatkowym. Pisze do kraju: Jest nam bardzo  ciężko i dlatego wziąłem się do roboty biurowej, bo w sklepie przecież nie będę sprzedawać majtek i  biustonoszy: nikt by tego nie kupił  (…). Więcej o życiu i Twórczości Zbigniewa znajdą Państwo w obydwu wymienionych książkach. Przy okazji proponuję „Polonijnym Kombatantom Młodszym” z Australii wznowienie wydań – przynajmniej „Krwią i Rymem”…

^^^

Mnożą się publikacje autorów, którzy wiedzą, że „karabin ma lufę”. Potępia się Bora-Komorowskiego za zniszczenie Warszawy. Żołnierzy AK za antysemityzm. Za śmierć swoich podwładnych. Czy słusznie? Generał pozostał wierny Polsce i swemu Prezydentowi i wolał jak żołnierz zginąć na powierzonej mu placówce, niż zejść z niej dobrowolnie, jak inni, w innych okolicznościach to uczynili. Powstanie Warszawskie nie było wynikiem chłodnej kalkulacji strat i zysków, ale nie było też bezcelowym upustem krwi i nieszczęściem, które ściągnęło na Warszawę cały bezmiar cierpień, doprowadzając do wyniszczeń naszej młodzieży i ruin stolicy.

Człowiek zakochany, straciwszy głowę, popełnia różne nieprzemyślane rzeczy, których potem wcale się nie wstydzi, a bohaterscy Powstańcy byli zakochani w Warszawie-Stolicy i naszej polskiej wolności i to wiele tłumaczy. Zresztą śmierć byłaby ta sama – nawet bez Powstania.

Powstanie Warszawskie było heronicznym zrywem nie oglądając się na nic i na nikogo! Było przerażliwym krzykiem rozpaczy rozdzierającym złowróżbną ciszę amerykańsko-brytyjsko-sowieckiej zmowy, protestu przeciwko oddaniu Polski pod władzę komunistów, buntem przeciwko pogwałceniu wolności i podniesioną pięścią przeciwko brutalnemu niemieckiemu najeźdźcy. Było zrywem dumy narodowej, chcącej pokazać światu, że w Warszawie Polacy są gospodarzami, a nie trójka jałtańska.

Tak jak dumni jesteśmy z tego, że jako pierwsi na świecie odważyliśmy się stawić czoło niemieckim brutalistom, tak samo jesteśmy dumni z tego, że nie ugięliśmy się tchórzliwie przed uchwałami powziętymi bez naszego udziału, ponad naszymi głowami. Choć sytuacja była beznadziejna, Powstańcy nie chcieli zejść ze sceny bez protestu. Dlatego jestem dumny z mojego Wielkiego Imiennika-Poety Powstania Warszawskiego. Cześć Jego Pamięci.

^^^

Na każdą prośbę widzę tylko odwrócone polonijne plecy – (tak było w sprawie przetłumaczenia kilku powstańczych wierszy)- ”choć tyle nas do pieczenia polonijnego chleba”! Nie jestem w stanie sam przetłumaczyć powstańczej poezji. Jednakże dla anglojęzycznych czytelników naszepismo.pl znalazłem informację o filmie „Krwią i Rymem w  reż. Andrzeja Miłosza, a w niej fragment wiersza Zbigniewa Jasińskiego:

We demand ammunition!”

Here we have wolves’ teeth and tilted caps,

Here no one cries in Fighting Warsaw.

And we are bare-breasted against the cannon-fire.

Why do you keep playing a mourful chorale in London,

When the long-awaited celebration has finally come!

The girls fight arm-in-arm with their boys,

And little children fight, and the blood cheerfully flows.

Hello!  Here’s the heart of Poland ! This is Warsaw calling!

Stop playing funeral songs in your broadcasts!

We have enough spirit for us and for you!

We need no applause! We demand ammunition!

^^^

Oprac. Antoni J. Jasiński

##############################################

Śledź i polub nas:

Dodaj Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *