Uczucie władzy
|
Autor: Włodzimierz Kowalik
Coś drgnęło w ospałej Australii, gdy pod koniec marca nagle zamiast nudnego już tematu COVID-19, rząd federalny zabrał się do zrobienia personalnych czystek po serii skandali o podłożu seksualnym. Afery erotyczne niektórych polityków i ich doradców wywołały nieznany niemal w parlamentarnej historii Australii kryzys. Nagle ucierpiały „australijskie wartości” zakotwiczone w subkulturze politycznej. Prawdopodobnie doprowadzi to do sytuacji, iż jeszcze w tym roku wybierzemy nowy parlament.
Jako wyborcy będziemy mieć dylemat na kogo zagłosować. O ile premier Scott Morrison usunie na razie „zgniłe jabłka z koszyka” to jednak wyczuwa się, że nadchodzi zmiana. Dla wyborców zawsze pozostaje ten sam dylemat, na kogo zagłosować? I zawsze jest niemal ta sama odpowiedz, na tego kogo nam podstawią partie polityczne jako swoich kandydatów.
W połowie czerwca, ubiegłego roku, Australijczycy stali się świadkami bulwersującego epizodu politycznego który miał miejsce się w stanie Victoria. Nagle, laburzystowski wiktoriański premier Daniel Andrews, zdymisjonował swojego ministra a następnie, wyrzucił go z partii. Tak przynajmniej – mocno zdenerwowany – wypowiedział się do mediów. Od razu posypały się liczne komentarze, bo – już od dobrych trzydziestu-paru lat – australijscy politycy przejęli od aktorów i skandalistów funkcje celebrytów. W efekcie, wielu dziennikarzy żyje z opisywania takich zdarzeń. Do mediów elektronicznych i – starych dobrych, drukowanych – gazet, powrócił jak meteor termin branch stacking, którego głównym architektem wśród wiktoriańskich laburzystów był Adem Somyurek.
Co to jest? Język polski najlepiej określi to jako ustawka albo ukartowanie i ma to miejsce na poziomie terenowej komórki partyjnej. Z ukartowaniem mamy do czynienia w sytuacji, gdy komórka partyjna jest „zaludniona” martwymi duszami lub członkami partii nie wykazującymi żadnego zainteresowania aktywnością i nie pokazującymi się na zebraniach.Ale, liczba członków ma kapitalne znaczenie na partyjnych zjazdach i konferencjach, gdzie dochodzi do nie-bezpośrednich głosowań. Język angielski używa do tego określenia proxy.
Wtedy to, można zdobyć różne funkcje partyjne i przechwycić kontrolę nad fragmentami organizacji. A to już są pozycje płatne. I gra jest właśnie o to. Nieco później stawka już rośnie i celem walki jest wygranie preselekcji na kandydatów i kandydatek do parlamentów stanowych oraz – najcenniejszego trofea – parlamentu federalnego. Pomimo że, struktury partyjne są oparte na sztywnych zasadach komórek terenowych to w praktyce rywalizują ze sobą factions (frakcje) i jest to nieuniknione w organizacjach politycznych. A te factions potrzebują głosów.
W przeszłości, gdy cofniemy się nieco do – jeszcze pamiętanego – okresu zimnej wojny, partyjny folklor podzielił się na lewicę i prawicę walczące ze sobą o różne rodzaje kontroli nad organizacją. Ale wtedy, wewnątrz-partyjna rywalizacja miała charakter ideologiczny który mobilizował tysiące towarzyszy. Tak było wtedy, a teraz to jest teraz i ALP nie jest już rozdarta doktrynalnie. Nie ma już ideologicznie zawziętych debat na wydłużonych zebraniach ani rytualnych drinków po ich zakończeniu. Z tego wszystkiego, współcześnie, pozostały jedynie drinki.
A o co, tak naprawdę towarzysze rywalizują? Przecież nie o dusze i przekonania wyborcy. Odpowiedź jest niemal jednoznaczna. O atrakcyjne politycznie i dobrze płatne zatrudnienie oraz władzę. Na każdym możliwym szczeblu, od drobnych ról na poziomie biur elektoralnych po pozycje ministerialne. I wtedy to pojawia się bardzo silna pokusa do zmajstrowania ustawki.Niestety, ustawki są nieodzownym elementem funkcjonowania dużych organizacji, pomimo że nie są one etyczne a nawet nabierają statusu wykroczenia, przynajmniej w wewnątrz-grupowej świadomości. A partie polityczne jako mocno ugruntowane, terenowe organizacje z kilkoma równoległymi hierarchiami są wyjątkowo narażone na wewnętrzne manipulacje. I ta uwaga dotyczy każdej partii politycznej. Ale, historycznie jakoś bardziej w odniesieniu do obozu ALP.
Dlaczego tak się dzieje? Otóż, jest na to kilka teorii.
Jedna głosi, że zostanie członkiem partii politycznej jest stosunkowo łatwo, wystarczy się zapisać, zapłacić niedrogą składkę, wybrać sobie terenową komórkę partyjna – byle nie za daleko od miejsca zamieszkania – i podłączyć się do działania. Na czym to działanie polega? Na uczestnictwie w zebraniach oraz innych partyjnych imprezach, dawania drobnych dotacji, zabieraniu głosu, wspomaganiu wyższych funkcyjnie towarzyszy i zgadzaniu się ze wszystkimi. Trzeba widzieć i być widzianym. Doceniana też jest bezkompromisowa chęć rozdawania ulotek promocyjnych na ulicach i w shoppingach.

Inna teoria sugeruje, że ALP ma opinie partii dbającej lepiej o sprawy mniej zamożnej części społeczeństwa.I jakby naturalnie, trafiają tam ambitne indywidualności których rodzice nie są właścicielami kapitalistycznych korporacji ani wziętych gabinetów lekarskich lub prawniczych. Według tej teorii, jeśli chcesz zrobić zawrotną karierę to wstąp do młodocianych struktur partii politycznych a najlepiej do młodzieżówki ALP i to jeszcze na studiach. Działaj, kręć się koło polityków i staraj się o hierarchiczne awanse…
Coś w tym jest, skoro wśród mas politycznych funkcjonuje taki wierszyk:
Golden boy of the ALP,
From student-politics
To State-politics,
And, nothing in-between….
Ten wierszyk się zgrabnie rymuje po angielsku i sugestywnie zwraca uwagę na zjawisko, iż współcześni kandydaci na polityków nie mają doświadczenia w pracy. Oprócz grania ról partyjnych aparatczyków i – co gorsze – w zbyt młodym wieku trafiają do parlamentów.
W ilu przypadkach jest to efekt ustawki…? Dopóki nie dojdzie do wewnątrz-partyjnego dochodzenia i eskalacji sensacji w mediach, nigdy się o tym nie dowiemy. Co można zaradzić, aby zagłosować bez zgrzytania zębami i być w zgodzie z własnym sumieniem? Nie za wiele w systemie, gdzie obowiązuje transfer głosów i efektu, że do parlamentu trafia najczęściej kandydat jednej z głównych partii. Ale jest nawet na to rada, lansowana często przez kandydatów niezależnych, która brzmi: Put the major parties the last on the ballot. …postaw główne partie na końcu kartki wyborczej…
Włodzimierz Kowalik
Od red.np.pl
Witam Cię Włodku serdecznie na łamach naszepismo.pl. Mam w pamięci Twoje świetne felietony pisane dla Naszego Pisma – Naszego i Polskiego / dwumiesięcznik/ a jeszcze wcześniej dla Tygodnika Polskiego. Pozdrawiam i Dziękuję! Red. np.pl Antoni J. Jasinski (ilustracje dodane przez red.np.)
######################################
@@@
Nareszcie Autor z Australii postarał się napisać jak to jest z tą demokratyczną władzą w Australii. Wierszyk przypomina mi rządy PO, kiedy to Tusk będąc premierem cieszył się, że ma w rządzie „młodych, wykształconych i z większych miast”. Nie ważne było, że to kombinatorzy o zerowej wiedzy jak zarządzać Polską dla dobra wspólnego. Wazne było, a i jest, że są w partii PO.
Czekam na więcej takich artykułów.
Pozdrawiam
Panie Włodzimierzu! Tak trzymać! Pisać też o tych co to mają „polskie korzenie” Polonia na nich głosuje, a oni Polskę i Polonię mają w czterech literach.
Szanowny Paniie z Australii, wyraźnie opisał Pan co się dzieje za kulisami rządu i partii w Australii, ale na tym się skończyło. Czy Pan sam zrezygnował, czy to ta strona internetowa która zaczęła tak dobrze stała się jak inne poprawna. Jestem ciekawy i chyba wielu innych co się się dzieje za kulisami Polonii w kraju w którym Pan żyje. Osobiście wiem z opowieści polopnijnych turystów i z tego co napisze przedstawiciel rządowy zwiedzający polonijne Antypody, że Polonia jest silna i zwarta, religijna, patriotyczna i antykomunistyczna, ofiarna itd, itp. Czasami w to wątpię, ale jak tam jest naprawdę? Może jednak Pan o tym coś napisze? A Nasze Pismo to opublikuje? Najbardziej interesuje mnie ta grupa patriotów, z tzw. opozycji i czy jeszcze działa?
Pozdrawiam w Nowym Roku
Adam Laskowskii
@@@
Panie Autorze. Poruszył Pan w tym „Uczuciu’ ciekawy temat. A i widać, że ma Pan na ten temat wiedzę. Szkoda, że Pan na tym się zatrzymał. Interesuje mnie jakie jest zdanie Polonii Australijskiej i wogóle Australijczyków na temat tenisisty Novaka? Czy jest tak, jak już prawie wszędzie, że były, są i będą „święte krowy” którym pozwala się ewentualnie (piszę ewentualnie bo virus jest zaraźliwy) zarazić inne osoby, i to nawet tysiące, a takim na przykład rodzicom nie pozwolono spotykać się z własnymi dziećmi, czy odwiedzić chorego ojca czy matkę – bo mogą zarazić innych. Dlaczego upolitycznia się chorobę. Czy tu najważniejsze jest wymię krowy pełne mamony?.
Pozdrawiam
Zygmunt
@@@
Panie Zygmuncie – ten wirus ma już inną nazwę. Nową wersję . Juz nazywa się „Znieczulica”. Ludzka znieczulica! Nie tylko w waszej Australii. Dzisiaj w Polsce ostatnia wiadomość została podana takim samym tonem jak wynik meczu bokserskiego: „Do dzisiaj zmarło w Polsce 102. 270 osób”. Po to, aby następnie przekazać, wyniki dykusji jaka paria jest przeciwna umieraniu, a jaka jest za! I jak toczy się walka o demokrację aby wszyscy mieli prawo umierać demokratycznie i wszyscy po równo. Świat wkroczł w erę znieczulicy, czyli CYWILIZACJI ŚMIERCI – przed czym ostrzegał Polak Jan Paweł II. Sprawa niejakiego Serba Novaka, to tylko malutki epizod który zanika, na kolejnych polskich pogrzebach i nie ma znaczenia czy jest on bogatą świętą krową, czy bogatym betonowym bezmyślnym egoistą. Chorobę upolityczniono dlatego, bo już oblicza się, kto i z jakiego kraju będzie nr1. jesli Novak umrze albo zostanie deportowany. Tak działa polityka w erze znieczulicy.
Pokolenie JPII
@@@
Czy jest ta demokracja w Australii czy nie, na dzień dzisiejszy. SĄD Najwyższy stwierdził, że w Australii nie ma świętych krów nawet tak bogatych jak Novak.
Zygmunt z Qld
Postaw główne partie na końcu kartki wyborczej…
Tak zrobie
EmKa