NIE TYLKO STAN WOJENNY…
|Janek Wiśniewski padł !!!


Dziś kolejna rocznica Czarnego Czwartku, masakry w czasie protestów „Grudnia ’70” … 17 grudnia 1970.
Janek Wiśniewski padł !
Chłopcy z Grabówka, chłopcy z Chyloni,
Dzisiaj milicja użyła broni,
Dzielnieśmy stali i celnie rzucali.
Janek Wiśniewski padł. (...)
Jeden zraniony, drugi zabity,
Krwi się zachciało słupskim bandytom,
To partia strzela do robotników,
Janek Wiśniewski padł. .
Autor ballady o Janku Wiśniewskim – Krzysztof Dowgiałło, nadał to symboliczne imię – temu, co: „Na drzwiach ponieśli go Świętojańską”. Masakra gdyńska była najbardziej krwawa, przeprowadzona na zamówienie władz, by pokazać, że „kto podnosi rękę na władzę ludową, temu władza tę rękę utnie” – jak to w 1956 sformułował Cyrankiewicz. Zenon Kliszko bez ogródek dodawał do tego w 1970 roku – „zginie trzystu robotników, ale bunt zdławimy”. Zastawili więc pułapkę pod gdyńską stocznią, bo nie było stamtąd jak uciekać, aby wziąć krwawy odwet na znienawidzonym sanacyjnym mieście.
W grudniu 1970 roku robotnicy zbuntowali się przeciwko komunistycznej władzy. Doszło do spontanicznych protestów w wielu miastach Wybrzeża, m.in. w Gdańsku, Gdyni, Szczecinie, Elblągu i Słupsku. Wszystko zaczęło się od strajku zorganizowanego 14 grudnia w stoczni gdańskiej. Od 15 grudnia trwały strajki i demonstracje w Gdyni i Szczecinie, od 16 grudnia demonstrowano też w Słupsku i Elblągu. Doszło do gwałtownych wystąpień ulicznych w Gdańsku.
To partia strzela do robotników
Władysław Gomułka zdecydował o użyciu wobec demonstrantów broni palnej i wprowadzeniu do Gdańska wojska. Żadna z osób obecnych na posiedzeniu ścisłych władz PZPR nie zgłosiła sprzeciwu wobec tej decyzji, także ówczesny szef MON gen. Wojciech Jaruzelski. Gomułka podjął decyzję po przedstawieniu mu nieprawdziwej – jak już dziś wiadomo – informacji o zabiciu przez demonstrujących dwóch milicjantów. – Przede wszystkim, to był szok. Nikt jeszcze na dobre nie uwierzył, co się naprawdę stało. „To partia strzela do robotników” – śpiewano potem. Wtedy, choć wiedzieliśmy już, że ci wszyscy strzelcy byli gotowi i ukryci w piwnicy naszego budynku, to jednak ciągle w to nie mogliśmy uwierzyć, widząc dosłownie 10-tki ciał. Pewnie większość z tych osób była ranna, a nie nieżywa, ale potworne zdziwienie, z powodu ich liczby było takie, ze wszyscyśmy jakby zamarli. Nikt, już nie mówił o niczym. Skończyła się euforia, zaczęła się zgroza – wspomina Joanna Wojciechowicz (w latach 80. kierowała Agencja Informacyjną Solidarności)
Następnego dnia, zgromadzone przed bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej wojsko, otworzyło ogień do opuszczającej teren stoczni grupy robotników, na cześć poległych wówczas osób w 1980. postawiono w tym miejscu pomnik Poległych Stoczniowców. Strzelano do „chuliganów, bandytów i kontrrewolucyjnych wichrzycieli”, do „rozjuszonego tłumu”, twierdziła wtedy oficjalna propaganda.
Krwawy Kociołek to kat Trójmiasta
Tego samego dnia wieczorem w gdańskiej telewizji wystąpił wicepremier i były I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku, Stanisław Kociołek. Wezwał wszystkich do powrotu do pracy. Gdy jednak następnego dnia o świcie na stacji kolejki SKM w Gdyni Stoczni, wysiadały grupy robotników spieszące do pracy, wojsko blokujące na polecenie Zenona Kliszki Stocznię im. Komuny Paryskiej otworzyło ogień – padły kolejne ofiary. Prawdziwej masakry dokonywali tam strzelcy pokładowi z helikopterów, którzy strzelając ostrą amunicją z powietrza, nie mogli przecież trafiać w nogi – a takie było ponoć oficjalne zalecenie władz z Warszawy. Admirał Janczyszyn, były dowódca Marynarki Wojennej stwierdził w udzielonym wywiadzie dla Sekcji Historycznej NSZZ „Solidarność”, że Kociołek o zarządzonej blokadzie SKP wiedział, jeśli nawet przesunięcie blokady od bramy stoczni do przystanku kolejki elektrycznej dokonane zostało poza jego wiedzą, to jak nazwać wysłanie ludzi do zamkniętych i obstawionych wojskiem gdyńskich zakładów pracy?
Rozgoryczony – komunistyczną krwawą zemstą, gdyński tłum formował się kilkakrotnie. I to właśnie spod stoczni niesiono na drzwiach ofiary, w kilkukilometrowym pochodzie m.in. ulicą Świętojańską pod budynek Miejskiej Rady Narodowej w Gdyni. Całodzienne zamieszki przeniosły się do Śródmieścia Gdyni, gdzie potem w dosłownych łapankach, chwytano często zupełnie przypadkowych przechodniów i poddawano strasznym torturom w komisariatach milicji i podziemiach budynku MRN. Grudzień 1970. na trwałe i bardzo krwawo zapisał się w powojennej historii Gdyni.
17 grudnia strajki i zamieszki rozpoczęły się także w Szczecinie, gdzie także były ofiary. Protesty trwały również w Słupsku, Elblągu, Krakowie i Wałbrzychu oraz w innych miastach. 17 grudnia do Gomułki dzwonił zaniepokojony sytuacją w Polsce generalny sekretarz KPZR Leonid Breżniew, który miał podkreślać, że „na ulice wyszli robotnicy”. Gomułka miał mu odpowiedzieć, że to nie robotnicy, lecz kontrrewolucja i że zostanie stłumiona tak jak Lenin stłumił antybolszewickie powstanie marynarzy w Kronsztadzie w 1921 r.
Padają dzieci, starcy, kobiety
Według oficjalnych danych, w grudniu 1970. na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. Prawdziwa liczba ofiar – chodzi tu przede wszystkim o rannych – może być większa. Lekarze bowiem – obawiając się represji wobec uczestników zamieszek – nie zarejestrowali udzielenia pomocy wielu osobom, wielu poszkodowanych nie podawało nazwisk. Wiarygodność tych danych podważają również przekonujące relacje mieszkańców Trójmiasta, opowiadający m.in. o tym, że widzieli np. postrzelone śmiertelnie kobiety, których jednak w oficjalnym spisie brak.

Ulica Podjazd w Gdyni. Połączył ich jeden dzień – 17 grudnia 1970 r. Jedno zdjęcie, wykonane przez funkcjonariusza SB. I nieżyjący człowiek – Zbyszek Godlewski.
18-letni elblążanin, który pracował w Gdyni. Po zastrzeleniu go przez żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego, został poniesiony na drzwiach ulicami Gdyni.
Według jego ojca, sweter Zbyszka Godlewskiego podziurawiony kulami był w 3 miejscach. Zwłok nie okazano rodzinie, pogrzebano go w nocy z 18 na 19 grudnia.
###

Sąd Okręgowy w Warszawie wydał wyrok wobec trzech oskarżonych – początkowo było ich 12. Prokuratura zarzuciła „sprawstwo kierownicze” zabójstwa robotników Stanisławowi Kociołkowi oraz Mirosławowi W., b. dowódcy batalionu blokującego bramę nr 2 Stoczni Gdańskiej i Bolesławowi F., zastępcy ds. politycznych dowódcy 32. Pułku Zmechanizowanego blokującego stocznię w Gdyni.
Zdaniem sądu materiał dowodowy nie wykazał winy Kociołka. Byłym wojskowym wymierzył kary po 4 lata więzienia, zmniejszone o połowę na mocy amnestii z 1989 r. i zawieszone na cztery lata. Zmienił kwalifikację ich czynu na udział w śmiertelnym pobiciu, gdyż odpowiedzialność za to przestępstwo nie wymaga indywidualizacji winy, co jest konieczne przy zabójstwie…(?)
Andrzej Jaroń
########################################