Mieszanka szpiegowsko-biznesowo-aferalna -Z WIATREM i ŻAGLEM DO UNII
|TEN FACET (PONIŻEJ) WPROWADZAŁ POLSKĘ DO UNII
Synowie rosną w cieniu ojców. Sławomir Wiatr, prawnik, młody sekretarz KC PZPR, pod koniec lat 80. założył firmę Mitpol ściśle współpracującą z Polmarckiem, firmą Andrzeja Kuny i Aleksandra Żagla, w której zatrudniony był rezydent wywiadu rosyjskiego płk Władimir Ałganow. Z dumą szefował Fundacji im. Kazimierza Kelles-Krauza – nieobecnej w Internecie, lecz aktywnej na rynku wydawniczym: za jej sprawą ukazuje się m.in. kwartalnik „Myśl Socjaldemokratyczna”, którym kierowal Jerzy J. Wiatr.
Byłem współpracownikiem
Przed orlenowską komisją śledczą Wiatr przyznał, że był współpracownikiem wywiadu Służby Bezpieczeństwa PRL, w Niemczech i Austrii w latach 70. i 80. kiedy był pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warszawskiego i Polskiej Akademii Nauk; prowadził badania w Austrii i Niemczech, m. in. wykładał na uniwersytecie wiedeńskim, był na stypendium naukowym na uniwersytecie w Bonn i Heidelbergu. Współpraca ta miała trwać od 1979 roku do 1989 roku, kiedy to został sekretarzem Komitetu Centralnego ówczesnej PZPR.
Wywiad PRL pierwszy kontakt nawiązał z nim w 1979 r. przed jego wyjazdem do Niemiec. W czasie tej rozmowy – jak powiedział Wiatr – wcale go nie werbowano, lecz ostrzegano przed możliwym werbunkiem ze strony niemieckich służb.
KLAN WIATRÓW, WROGÓW RZECZPOSPOLITEJ
Autor: Michał St. de Zieleśkiewicz – blog
Sławomir Wiatr był odpowiedzialny za niezwykle kłamliwą prounijną kampanię informacyjną. Starannie „usypiał” Polaków co do zagrożeń dla polskich interesów narodowych wynikających z fatalnie wynegocjowanych warunków wejścia Polski do UE. Zapytajmy jednak, od kogo ten były sekretarz KC PZPR miał się nauczyć rozumienia potrzeby obrony polskich interesów? Od kogóż miał się uczyć prawdziwego polskiego patriotyzmu? Wątpię, czy od swego ojca Jerzego Wiatra, w połowie lat 90. SLD-owskiego ministra edukacji, a w dobie stalinowskiej politruka niegodnie wysławiającego Józefa Stalina, ludobójcę odpowiedzialnego za śmierć setek tysięcy Polaków.
Minister oświaty Jerzy Wiatr obrzucony jajkami na Uniwersytecie Jagiellońskim 27 maja 1996 roku
W wydanej w 1953 r. propagandowej pracy „Obiektywny charakter praw przyrody i społeczeństwa w świetle pracy J.W. Stalina ‚Ekonomiczne problemy socjalizmu w ZSRR'” J. Wiatr do spółki z innym fałszerzem Z. Baumanem wychwalał już na pierwszej stronie tekstu „ostatnią pracę Towarzysza Stalina” jako „potężną dźwignię rozwoju wszystkich nauk, które z bezcennej skarbnicy stalinowskiej filozofii czerpią i czerpać będą”. Obaj stalinowscy propagandyści wysławiali pod niebiosa „nieśmiertelne” wskazania Józefa Stalina, a zarazem chwalili kierownictwo PZPR za zdemaskowanie w porę „kliki odchyleńców prawicowych”. Gorzko, a donośnie opłakiwał J. Wiatr śmierć Stalina, pisząc na łamach „Po Prostu” w 1953 r.: „Dziś, gdy zabrakło wśród nas największego Człowieka naszej epoki, Jego dzieła są nam jeszcze droższe i cenniejsze. Stają się one w coraz większym stopniu busolą kierującą naszą pracą. Dzięki Stalinowi żyjemy w pięknej epoce”.
Minęło 13 lat od tego „wiekopomnego tekstu”, a wierny komunistycznemu reżimowi J. Wiatr zalecał w poradniku dla nauczycieli „Ideologia i wychowanie” (z 1965 r.): „Przestrzeganie internacjonalizmu ruchu socjalistycznego, a w obliczu zagrożenia ze strony imperializmu kapitalistycznego przestrzeganie solidarności z udzielaniem sobie wzajemnej pomocy – w razie potrzeby – również zbrojnej”. Nieprzypadkowo więc później tak chętnie usprawiedliwiał wojnę Jaruzelskiego przeciwko swemu Narodowi – stan wojenny, a nawet przyrównywał Jaruzelskiego do Piłsudskiego i Sikorskiego. Doszło nawet do tego, że publicznie domagał się w gazetach, by „tępić tych, którzy ciągną nas do tyłu na drodze reform”, czyli ludzi „Solidarności” (!) (według „Gazety Wyborczej” z 1-2 czerwca 1996 r.).
Na tym tle tym ciekawszy wydaje się barwny incydent z jakże znamiennej konfrontacji J. Wiatra w połowie lat 90. z byłym twardogłowym członkiem Biura Politycznego KC PZPR generałem Mirosławem Milewskim. Jak pisano na ten temat w „Życiu Warszawy” z 12 lutego 1996 r.: „Kogo w PZPR uważali Rosjanie w 1981 r. za swoich wypróbowanych przyjaciół? – dopytywał kilka miesięcy temu generała Mirosława Milewskiego szef sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, poseł SLD Jerzy Wiatr. – Na przykład pana – odpowiedział były szef MSW, symbol PRL-owskich służb specjalnych, powiązanych z ZSRR. – No, ja nie byłem tak ważną postacią – spłoszył się Wiatr”.
Jako SLD-owski minister edukacji od lutego 1996 r. Wiatr wyraźnie próbował dyskryminować religię w szkołach, wywołując tym protesty Episkopatu, nauczycielskiej „Solidarności” i rodziców. Protestowano też przeciwko powołaniu przez Wiatra jako eksperta dla swego resortu seksuologa Z.L. Starowicza. Wiatr wywołał wówczas powszechne oburzenie, deklarując, iż rodzice nie mają prawa decydować o tym, jaki program będą realizowali nauczyciele. Doszło do szeregu demonstracji studentów i nauczycieli przeciwko Wiatrowi jako urzędującemu ministrowi, a nawet do obrzucenia go jajami podczas wizyty na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wiatr posunął się do nazwania swych oponentów faszystami! (zob. tekst M. Zdorta i M. Janowskiego w „Rzeczpospolitej” z 29 sierpnia 1996 r.). Prezydent Kwaśniewski pospieszył za to z uhonorowaniem J. Wiatra Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Nie wyjaśniono jednak, co wspólnego z odradzaniem Polski miała rola J. Wiatra jako stalinowskiego politruka i ideologa PZPR.
Syn agenta gestapo
Zapytajmy z kolei, czy ojciec Sławomira Wiatra – Jerzy Wiatr, miał od kogo uczyć się patriotyzmu? Dziś wiadomo, że ojciec Jerzego Wiatra – inspektor szkolny Wilhelm Wiatr, został zastrzelony za zdradę na rzecz gestapo z rozkazu zastępcy szefa Kedywu Okręgu Warszawskiego AK Józefa Rybickiego. Oto, co pisał w tej sprawie m.in. publicysta „Gazety Wyborczej” (nr z 1-2 czerwca 1996 r.) Jacek Hugo-Bader: „Jurek Wiatr w czasie wojny tracił po kolei ojca, Boga, matkę i wiarę w rząd polski. To było 22 maja 1943 r. wieczorem. Ktoś zapukał do drzwi. Otworzył ojciec. Przeszli do pokoju. Po chwili padły trzy strzały. Pierwszy wbiegł Jurek. Ojciec leżał na podłodze, obok kartka, że wyrok wykonano w imieniu Polski Podziemnej (…). W 1988 r. kapitan Stanisław Sosabowski ‚Stasinek’ opublikował swoje wspomnienia. Rozkaz wykonania wyroku na inspektorze szkolnym Wiatrze otrzymał od dowódcy Kedywu Okręgu Warszawskiego AK płk. Józefa Rybickiego ‚Andrzeja’. Niemcy zmusili inspektora do wydania spisu nauczycieli, którzy byli oficerami rezerwy. Wielu z nich trafiło potem do Oświęcimia. ‚Stasinek’, który znał inspektora od dziecka, relacjonuje: ‚Pokazałem jednemu z moich ludzi, gdzie mieszka inspektor. Zapukał do drzwi jako inkasent elektrowni'”.
Jerzy Wiatr w rozmowie z redaktorem „Wyborczej” zaprzeczył temu, że władze podziemne wydały wyrok na jego ojca. Twierdził, iż był przekonany, że „ojca zabili bandyci” (według „Gazety Wyborczej” z 1-2 czerwca 1996 r.). W numerze z 6-7 lipca 1996 r. „Gazeta Wyborcza” opublikowała jednak rozstrzygający całą sprawę list córki zastępcy szefa Kedywu Okręg AK Warszawa Józefa Rybickiego – Hanny Rybickiej. Pisała ona m.in.: „(…) przedstawiam poniżej stan sprawy w świetle dokumentów zachowanych w Archiwum Akt Nowych i Wojskowego Instytutu Historycznego. Wspomniane dokumenty wskazują, że wyrok na p. Wilhelmie Wiatrze został wykonany w ramach akcji ‚C’ (czyszczenie), zarządzonej decyzją Komendy Głównej AK. Jej celem było jednoczesne zdecydowane uderzenie w sieci agenturalne policji niemieckiej” (podkr. – J.R.N.). H. Rybicka powołała się przy tym na książkę Tomasza Strzembosza „Akcje zbrojne podziemnej Warszawy 1939-1944” (wyd. PIW 1978, s. 223-224). Powołała się również na przekazane wiosną 1943 r. szefowi Kedywu KG AK płk. Emilowi Fieldorfowi ps. „Nil” pismo szefa Kontrwywiadu KG AK Bernarda Zakrzewskiego, wymieniające wśród osób, które mieli zlikwidować – na 26 miejscu nazwisko podinspektora szkolnego w Warszawie Wilhelma Wiatra. Wspomnianą listę płk Fieldorf przekazał 5 maja 1943 r. Komendantowi Okręgu AK Warszawa płk. Antoniemu Chruścielowi „Madejowi” z adnotacją: „Przesyłam listę agentów gestapo do jak najszerszego wykorzystania w ramach akcji ‚C'”. Według Rybickiej: „W niedatowanym sprawozdaniu Komendy Okręgu AK Warszawa czytamy: ‚Melduję wyniki z akcji ‚C’ według listy otrzymanej z Kedywu. (…) 1… 2… 4. Wiatr Wilhelm dn. 22 V g. 18.30′”. W ten sposób córka zastępcy szefa Kedywu Okręg Warszawa – Hanna Rybicka, udowodniła fałsz twierdzeń J. Wiatra na temat powodów śmierci jego ojca, agenta gestapo.
Kariera młodego Wiatra
Powróćmy jednak do potomka opisanych powyżej postaci, dziś najbardziej „wsławionego” z klanu Wiatrów – Sławomira.
Sławomir Wiatr już od dzieciństwa uczulony był na przejawy „polskiego antysemityzmu”. W rozmowie z redaktorem „Gazety Wyborczej” uskarżał się: „Z polskim antysemityzmem zetknąłem się przed rokiem 1968, w warunkach piaskownicy. Byłem trochę poniewierany, tak wyglądało moje dzieciństwo na warszawskiej Starówce i pierwszy etap uświadomienia sobie żydowskiego pochodzenia”.
Od wczesnej młodości, wraz z rodziną bardzo wiele czasu spędzał w Wiedniu. Przyszły agent PRL-owskiego wywiadu mógł w Wiedniu bardzo wiele się nauczyć. „Wiedeń jest wtedy światową stolicą szpiegów. Roi się w niej od przedstawicieli komunistycznych partii i dawnych partyzantek, a także rezydentów wywiadów państw demokracji ludowej. Wszyscy żyli w braterskiej komitywie. Bywali u siebie i biesiadowali. Moja lewicowość wyrastała tam, nie w Polsce” – mówi Sławomir Wiatr (według tekstu J. Hugo-Badera o S. Wiatrze w „Gazecie Wyborczej” z 24 lipca 1996 r.). Ciągłe pobyty zagraniczne maksymalnie wyobcowały S. Wiatra z Polski i uczyniły go prawdziwie obojętnym na jej interesy, jak to później okazał w toku kampanii przedunijnej. Poczuł się straszliwie ukarany w 1973 r., gdy wyjątkowo nie dostał paszportu z powodu nagłego politycznego podpadnięcia swego ojca. „Całe nieszczęście polegało na tym, że musiałem spędzić w kraju wakacje po raz pierwszy i chyba jedyny” – zwierzał się redaktorowi „Wyborczej”. Od KC PZPR do prounijnego wazeliniarstwa
Młody Wiatr szybko stał się bardzo aktywnym członkiem PZPR, awansując do rangi sekretarza Komitetu PZPR na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW. Tam „popisał się” niechlubnymi działaniami przy organizowaniu bojówek dla rozbijania nielegalnie działającego tzw. latającego uniwersytetu. Bojówki zaczęły od prowokowania awantur na nielegalnych wykładach, ale z czasem zaczęło dochodzić nawet do ich rozbijania siłą. W drugiej połowie lat 80. Sławomir Wiatr należał do szczególnie popieranej przez M.F. Rakowskiego i nagłaśnianej w mediach grupy młodych aktywistów. Sam S. Wiatr zwierzał się o tamtych czasach: „Mieliśmy wolny dostęp do ‚Trybuny’, radia i telewizji. Nie było dnia, żeby nas nie pokazywali w telewizorze”. W grudniu 1988 r. S. Wiatr – dzięki L. Millerowi – zostaje kierownikiem wydziału KC PZPR. Szybko okazał się niebywale pomocny – dzięki zmysłowi manipulatorskiemu – w czasie słynnej polemiki między młodymi aktywistami partyjnymi a członkami uczelnianego NZS-u zorganizowanej w stołówce KC. Cynicznie akcentował: „Spokojnie, towarzysz sekretarz odpowie na wszystkie pytania, zwłaszcza na te, na które będzie chciał odpowiedzieć”. W 1989 r. M.F. Rakowski powołał go na sekretarza KC PZPR. Wszedł do Sejmu kontraktowego w 1989 r., ale w ciągu dwóch lat tylko raz odwiedził swoich wyborców (!).
Przegrana w wyborach 1991 r., gdy kandydował z listy SdRP, skłoniła S. Wiatra do skupienia się na sprawach biznesowych, w których zyskał ogromnie korzystne wsparcie partyjne. Wiele mówiące pod tym względem były uwagi w cytowanym już wcześniej tekście J. Hugo-Badera w „Wyborczej”: „Sławomir Wiatr zakłada firmę Mitpol. Jego wspólnikami są adwokat Mirosław Brych, przyjaciel Ireneusza Sekuły, obrońca Bagsika, oraz Krzysztof Ostrowski, zastępca kierownika wydziału zagranicznego KC PZPR. Ostrowski, jak pisał tygodnik ‚Wprost’, był jednym z tych, którzy w 1988 r., kiedy PZPR zwątpiła już we własną przyszłość, wydali zarządzenie nakazujące przelanie partyjnych zasobów dewizowych z kont w PKO BP na konta w renomowanych bankach zachodnich. ‚Wprost’ utrzymuje, że przynajmniej część tych pieniędzy przejęła potem SdRP, zapoczątkowując budowę potęgi finansowej partii (…). Mitpol wprowadził na polski rynek ogromny austriacki koncern Billa. Powstaje firma Billa Polen (znana z sieci supermarketów – J.R.N.). (…) W Billa Polen, obok Mitpolu i Billi austriackiej, udziały ma austriacka firma Polmarck, której głównymi udziałowcami są Andrzej Kuna i Aleksander Żagiel. Firmą Kuny i Żagla interesują się polska prokuratura i UOP w związku z nadużyciami w Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. W maju 1993 r. Zarząd Śledczy UOP badał dokumenty Polmarcku i Billi w warszawskim sądzie rejonowym.
Z ustaleń sejmowej komisji zajmującej się sprawą Oleksego wynika, że na terenie Polski w firmie Polmarck zatrudniony był pułkownik rosyjskiego wywiadu Władimir Ałganow, który prowadził informatora o kryptonimie ‚Olin’ (…)”.
Znalazł „odpowiednie” wytłumaczenie dla zatrudnienia w Polmarcku szpiega Ałganowa. „Skąd mogłem to wiedzieć? – mówił. – Dopiero zaczynałem biznes, nie miałem doświadczenia. Nie mogłem żyć i pracować z założeniem, że wszyscy wokół nas to potencjalni przestępcy” (według „Rzeczpospolitej” z 4 lutego 2002 r.).
Ciekawe, że szereg firm, w których pracował S. Wiatr, deklarowało wysokie poniesione straty (Mitpol w 2000 r. – 121,7 tys. zł straty, Alpine Polska – ponad 210 tys. zł straty na początku 2000 r., stworzona przez S. Wiatra w 1995 r. Press Service – ponad 250 tys. zł straty pod koniec grudnia 1999 r.). Pomimo tych niepowodzeń Wiatrowi zapewniono w 2000 r. miejsce w Radzie Nadzorczej BRE – m.in. obok byłego szefa UOP Gromosława Czempińskiego i biznesmena Jana Kulczyka.
W świetle powyższych faktów trudno nie zgodzić się z wysuniętą przez Antoniego Lenkiewicza oceną: „Droga życiowa i obecna pozycja ‚biznesowa’ towarzysza Wiatra Sławomira, najzupełniej jednoznacznie świadczy o tym, że od wczesnego dzieciństwa (urodzony w 1953 r.) należał do rozpieszczonych i gruntownie zdemoralizowanych bachorów PRL, że był i pozostał bezideowym karierowiczem, że w polityce nie jest bynajmniej na uboczu, lecz na sztabowym stanowisku w SLD”.
Jako pełnomocnik rządu ds. informacji europejskiej S. Wiatr należy do osób szczególnie odpowiedzialnych za potulne przyjmowanie warunków dyktowanych Polsce przez UE. Otwarcie deklarował na łamach „Tygodnika Powszechnego” z 9 czerwca 2002 r., że „strategia tzw. twardych negocjacji to bzdura”.
W roli pełnomocnika rządu ds. informacji europejskiej dopuścił się również ogromnej biznesowej „stronniczości”, łagodnie mówiąc. Wielka część opozycji sejmowej domagała się jego dymisji po przedziwnym, skandalicznym wręcz przetargu na produkcję filmów „Unia bez tajemnic”, promujących wiedzę o Unii Europejskiej. Wygrała go Agencja Z&T, której współzałożycielem i dawnym udziałowcem był rzecznik rządu Michał Tober. Przetarg był dziwnie uproszczony i przeprowadzony w ekspresowym tempie, przy udziale zaledwie pięciu firm, z pominięciem licznych innych, dużo bardziej renomowanych. Zwycięzcą została bardzo mała firma, ale z udziałami SLD-owskiego instytutu. Jak fatalne knoty propagandowe produkowała, każdy pamięta. Ważne, że znowu zarobili „kolesie”.
Angażuje się wówczas w rozmaite przedsięwzięcia postkomunistów: znalazł się m.in. w Fundacji Kelles-Krauzego. Przewodniczącym Rady Programowej był Aleksander Kwaśniewski, a jego zastępcą Marek Siwiec. Wiatr został prezesem, a wiceprezesem Krzysztof Ostrowski, były zastępca kierownika wydziału zagranicznego KC, natomiast dyrektorem biura był Jarosław Pachowski, który obecnie jest członkiem zarządu telewizji publicznej. W skład Rady weszli m.in. mecenas Mieczysław Brych (obrońca Bogusława Bagsika w sprawie Art „B”), Stanisław Gebethner, Tomasz Nałęcz, Tadeusz Iwiński, Franciszek Ryszka. Celem Fundacji był rozwój myśli lewicowej. Prasa sugerowała, że zapleczem finansowym Fundacji były spółki związane z Wiatrem. Jedną z nich była spółka Mitpol, która związała się z austriacką siecią supermarketów Billa.
Wspólnikami Wiatra byli jego współpracownicy z Fundacji Kelles-Krauzego: Ostrowski oraz Pachowski, później doszli także Andrzej Kuna i Aleksander Żagiel z firmy Polmarck. W Polmarcku był zatrudniony rosyjski agent Władimir Ałganow, który miał prowadzić rosyjskiego agenta Olina. Nazwiska Kuny i Żagla prasa wielokrotnie podawała w kontekście afery FOZZ.
„Rzeczpospolita” przypomniała, że w „Sprawozdaniu z likwidacji majątku byłej PZPR” wskazano, że pieniądze partyjne znajdują się właśnie m.in. w spółce Billa. Wiatr komentując te informacje dla Rzeczpospolitej powiedział, że Fundacja Keles Krauza wydała na cele statutowe nie więcej niż 1 – 1,5 miliona złotych i że duże pieniądze otrzymała z zagranicy. Przyznaje też, że to on je głównie załatwiał, gdyż jak twierdził ma różne kontakty.
Sławomir Wiart „poszedł w odstawkę”, gdyż „był zaplątany w cuchnące sprawy FOZZ i wiele innych”.
Prawdziwym ciosem dla S. Wiatra stała się konieczność ujawnienia w sierpniu 2002 r. tego, że był tajnym i świadomym współpracownikiem służb specjalnych PRL. Oświadczenie opublikowano w Monitorze Polskim nr 36 poz. 564 z 2002 Wiedział o tym premier Miller, ale mimo to mianował S. Wiatra na stanowisko ministerialne (według B. Wildsteina w „Rzeczpospolitej” z 7 października 2002 r.). I tak to jakoś dziwnie zamknęło się koło: od agenta gestapo Wilhelma Wiatra do agenta wywiadu PRL-u Sławomira Wiatra. Ciekawe, że nawet tak niechętna lustracji „Gazeta Wyborcza” przyznawała w tekście Piotra Stasińskiego z 30 sierpnia 2002 r.: „(…) to wszystko nie oznacza, że ludzie, którzy przyznali się do współpracy ze służbami specjalnymi PRL, mają się teraz hurmem pchać na wysokie stanowiska w państwie. Ich bezwstydu i braku pokory nie powinien w żadnym razie pieczętować demokratyczny rząd. Co innego tolerować ludzi związanych ze służbami specjalnymi PRL, a co innego obdarzać ich przywilejami, awansować i popierać (…). A już zupełnie nieodpowiedzialne jest powierzanie im funkcji politycznych o kluczowym znaczeniu dla kraju. Taką sprawą jest promocja Unii Europejskiej”.
prof. Jerzy Robert Nowak uzupełnienia; m.z, część za Tygodnikiem „Głos”
^^^
Dla naszepismo.pl przekazał Jacek Socha
Aksamitna rewolucja pookrągłostołowa.
Na zdjęciu z okładki dziennika „Życia”, widać eleganckie wnętrze, suto zastawiony stół. Na pierwszym planie dwie postacie, kobieta i mężczyzna. Według „Życia”, to Jolanta Kwaśniewska i Andrzej Kuna. Wszystko wskazuje na to, że była to Wigilia. Tak… bo komuniści i poskomuchy też zasiadają do takiego stołu… Zdaniem dziennikarzy, zdjęcia zostały wykonane w czasie świąt Bożego Narodzenia w 1995 roku. Według innych informatorów gazety, było to rok później. Rozmawialiśmy z Andrzejem Kuną. Oto co usłyszeliśmy:
Wigilia miała się odbyć w jednym z warszawskich hoteli, w którym Jolanta Kwaśniewska przebywała w bardzo wąskim gronie osób i, jak wnioskują dziennikarze „Życia”, pozostających ze sobą w zażyłości. Spotkanie miało miejsce po zwycięstwie Kwaśniewskiego w wyborach, już po tzw. sprawie Oleksego, która ujawniła tajemnicze związki Żagla i Kuny m.in. z rosyjskim szpiegiem Władimirem Ałganowem. Ten ostatni pracował w Polmarcku, firmie Żagla i Kuny.
I co się po tej rewelacji wydarzyło?
Lewica doniesienia mediów zbagatelizowała, liberalna opozycja komentować nie chciała, a prawica całą sprawę uważała za kompromitację. / za RMF Beaty Lubeckiej…/ I to by było na tyle… taka to była walka z…WIATREM!
Jacek Socha
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
@@@
Panie Jacku, a kogo to dzisiaj interesuje? Kto wie jak to polscy komuniści błagali o przyjęcie Polski do Unii. Prezydent RP, Premier? Czy oni czytali jedno z „przykazań” włoskiego komunisty w jego Manifescie z Ventone ?- To nie Shuman a komunista Spinelli jest ojcem chrzestnym UE i jego nazwisko „złotymi literkami” jest wykute przed wejsciem do Parlamentu Europejskiego. Do Parlamentu lewacko, prokomunistycznego! A o wciąganiu na swojego unijnego członka Ukrainę, w trybie natychmiastowym, kiedy to Polska musiała siedzieć cicho wiele lat i przeżywać upokarzający opkres wyczekiwania, może okazać się dla Polski bardzo bolesne. Zyczę Ukraincom -jako zwykłym ludziom – a nie oligarchom – dobrze! Ale to co robi UNIA i wystraszone rządy nie jest dobre. Putinowi życzę – idź do diabła!
Przesłam kika tekstów do opublikowania
OBSERWATOR KOWALSKI
Gdy Lech Kaczynski został wybrany prezydentem, grupa byłych działaczy Solidarności osiadłych w Australii apelowała do niego o opublikowanie list nazwisk komunistycznych kolaborantów i informatorów operujących w krajach cywilizacji zachodniej. Działo się to jakieś 15 lat temu. Lech Kaczynski tego nie zrobil i szansa wyczyszczenia Polonii, niestety przepadła. Czy nie chciał tego zrobić czy też był tak osaczony że niewiele mógł, tego nie wiemy.
Kilka miesięcy temu wyciekły ubeckie fragmenty życiorysów profesora Ozdowskiego (prywatnie bratanka ministra z okresu stanu wojennego i generalnie komunistycznego aparatczyka) i prezesa AIPY Gancarza (Ganz). Jeszcze się pewnie niejednego dowiemy.