Sprawiedliwi nie żyją długo…

CZEŚĆ ICH PAMIĘCI !

POLACY, JESZCZE ŻYWI – ZATRZYMANI W OBIEKTYWIE…

DLA BOHATERSKICH UKRAIŃCÓW RATUJĄCYCH SWOICH SĄSIADÓW ISTNIEJE W POLSKICH SERCACH ALEJA ODWAGI

Nazwisko premiera Wielkiej Brytanii pojawiło się na Alei Odwagi w Kijowie. Na tej Alei jako pierwszego światowego przywódcę uhonorowano polskiego prezydenta Andrzeja Dudę. Są też inni!

I pokolenia polsko-ukraińskie będą o nich wspominać. Ale odwaga niejedno ma imię…

Czasem wystarczy tylko chwila, by stracić życie. Wystarczy chwila, aby je uratować. Nie każdy z nas będzie miał do czynienia z zagrożeniem, którego zażegnanie wymaga wykazania się niezwykłą odwagą. Co to oznacza? Czy bycie odważną osobą jest cechą stałą, czy też akt nagłego bohaterstwa przychodzi niespodziewanie, w odpowiedzi na dostrzeżoną sytuację?

Z całą pewnością ocena, czy dany czyn wymagał odwagi, jest bardzo często subiektywna. Zwykle oceniamy w ten sposób działania, które ktoś podejmuje z narażeniem własnego życia, w celu ratowania drugiego człowieka. Ocena nie jest już tak jednoznaczna w sytuacji, gdy mamy do czynienia z osobą, odznaczającą się wzorcową postawą obywatelską, poświęcającą czas na bezinteresowną pomoc innym, angażującą się w działania, które chronią najsłabszych. Wówczas wielu z nas jest skłonnych uznać, że ten, kto podejmuje się takich zobowiązań, jest człowiekiem dobrym, empatycznym, serdecznym… rzadko jednak bywa nazywany odważnym. Tymczasem także te działania pomocowe mogą i powinny być przez nas interpretowane jako akty odwagi. Mowa o odwadze zrezygnowania z części własnego komfortu, zmierzenia się z nierzadko trudnymi i bolesnymi historiami innych. Proces pomagania nie jest wówczas jednorazowym aktem ogromnej odwagi i hartu ducha, ale raczej systematycznym procesem częściowej rezygnacji z siebie na rzecz innych.

Kresowa Księga Sprawiedliwych w trzech językach

W bibliotece cyfrowej IPN można pobrać bezpłatny e-book „Kresowa księga sprawiedliwych 1939–1945. O Ukraińcach ratujących Polaków poddanych eksterminacji przez OUN i UPA”, oprac. Romuald Niedzielko, Warszawa 2007 (seria: „Studia i materiały”, t. 12). Publikacja w formatach PDF, PUB i MOBI dostępna jest w trzech językach: polskim, ukraińskim i angielskim.

Korzystając z zachowanych relacji świadków, w książce odnotowano wydarzenia w 500 miejscowościach (na około 4 tysiące zaatakowanych ogółem), w których z rąk OUN-UPA poniosło śmierć blisko 20 tysięcy Polaków. Część skazanych na zagładę polskich mieszkańców otrzymała pomoc humanitarną ze strony ukraińskich sąsiadów, zazwyczaj członków rodzin mieszanych, krewnych lub przyjaciół, czasem nieznajomych, kierujących się chrześcijańską miłością bliźniego, w sporadycznych przypadkach – także ze strony katów.

Zachowani we wdzięcznej pamięci ocalonych Ukraińcy – główni bohaterowie tej książki (ponad 1300 osób, niestety częstokroć anonimowych) zasłużyli na zaszczytne miano „sprawiedliwych” i na publiczne uhonorowanie, ponieważ z narażeniem życia, indywidualnie, a nawet całymi rodzinami, przeciwstawili się czynnie ludobójstwu. Ostrzegali przed napadem, udzielali schronienia, wskazywali drogi ucieczki, zaopatrywali w żywność i ubranie, przewozili w bezpieczne miejsce, do lekarza czy szpitala, przyjmowali pod opiekę, a nierzadko na długoletnie wychowanie sieroty po zamordowanych, odmawiali wykonania rozkazu zabicia członka własnej rodziny – np. żony lub męża – narodowości polskiej. Dzięki aktom solidarności i miłosierdzia ocalały zarówno pojedyncze osoby, jak i całe wsie (łącznie ponad 2,5 tysiąca osób). Kilkuset Ukraińców wykonawcy „akcji antypolskiej” ukarali śmiercią, uważając udzielanie pomocy „Lachom” za zdradę ukraińskich ideałów narodowych.

o^o

Wspominaliśmy o około 100 tys. ofiar rzezi Polaków, której dokonali ukraińscy nacjonaliści w latach 1943-45. Warto w tym kontekście przypomnieć o Ukraińcach, którzy w tych ciemnych czasach ratowali Polaków. Lista znanych bohaterów to około 1500 nazwisk.

Niektóre z tych historii są niezwykle skomplikowane. Takie jak historia Ukraińca, który wydał UPA Polaków, z którymi wcześniej żył w niezgodzie. – Gdy jednak zostali na jego oczach zamordowani, przeżył prawdziwe katharsis. Uratował potem życie 21 innych Polaków. Było to tym trudniejsze, że jego syn był członkiem UPA – mówi Maryla Ścibor Marchocka, pisarka i dziennikarka, autorka mówiącej o tych tych wydarzeniach książki pt. „Sprawiedliwi”. Ukazała się ona w 2019 r. pod patronatem „Gościa Niedzielnego”.

Uratowany przez Ukrainkę – dosłownie zasłonięty jej ciałem – został także 7-letni Jurek Wójcik, późniejszy słynny operator filmowy, współtwórca ekranizacji „Potopu” i „Faraona”.

Maryla Ścibor Marchocka wspomina także Ukraińca nazwiskiem Tkaczuk – bogatego człowieka, który nie tylko oddał własne łodzie, ale także kradł łodzie innych Ukraińców, aby zagrożeni śmiercią Polacy mogli się przeprawić do miasteczka, w którym stacjonował niemiecki garnizon (ukraińskie bojówki unikały działania pod nosem oddziałów niemieckich).

Wszystko to są jednak pojedyncze świadectwa. Jaka była skala pomocy świadczonej przez Ukraińców ich polskim bliźnim? – Zjawisko to nie jest zbadane, do tej pory poświęcono mu tylko jedną pracę naukową, jedną popularno-naukową i dwie książki literackie – przyznaje Ścibor Marchocka. Podstawową pozycją pozostaje praca Romualda Niedzielki z IPN. Opierając się na dokumentach, doliczył się on 1300 Ukraińców, którzy w czasie rzezi ratowali życie Polaków. Ona sama dodała do tej listy 200 nazwisk i – jak podkreśla – nie jest to z pewnością lista pełna.

Maryla Ścibor Marchocka, powołując się na opinię swego ojca, zauważa, że jedynym sposobem, by Polacy i Ukraińcy pozostali wolni, jest wspólne przeciwstawienie się Rosji. To jeden z powodów, dla których warto przypominać pomoc, jaką Ukraińcy wyświadczyli Polakom.

ooo

Ostrówki współcześnie (2014) – krzyż i figura Matki Boskiej w miejscu, gdzie stał kościół

Jak Ukraińcy ratowali Polaków z rzezi wołyńskiej

Autor: Ewa Frączek

Według szacunkowych danych, dzięki ukraińskim cywilom ocalało z rzezi wołyńskiej ponad 2500 Polaków. Liczba ta jest jednak niedokładna. Przeanalizowane relacje dotyczą około 500 miejscowości, podczas gdy liczba miejsc, w których nacjonaliści ukraińscy mordowali ludność, wynosi aż 4000. Nie wiadomo więc – niestety – ile osób narodowości polskiej uratowało swoje życie dzięki poświęceniu sąsiadów. Brak rzetelnie spisanych relacji świadków sprawia, że zapomniano o tych Ukraińcach, którzy Polaków ratowali – płacąc za to niekiedy własnym życiem.

Udzielana naszym rodakom pomoc była różna. Zdarzały się ostrzeżenia przed planowaną napaścią (którym nie wszyscy uprzedzeni Polacy dawali jednak wiarę), wskazanie drogi ucieczki, czy nawet wprowadzenie w błąd pobratymców działających pod sztandarem UPA. Niekiedy Ukraińcy, znając miejsce schronienia swoich dawnych sąsiadów, dostarczali im prowiantu albo leków czy środków opatrunkowych, jeśli były niezbędne. Zdarzały się także akty wyjątkowej odwagi, w tym: ukrywanie Polaków pod własnym dachem czy bezpośrednia odmowa udziału w akcji pacyfikacyjnej. To ostatnie często miało miejsce w przypadku rodzin mieszanych.

Jedno z tego typu wydarzeń wspomina biskup senior diecezji opolskiej, Jan Bagiński. Bagiński pochodził ze wsi Kamionka w dawnym województwie wołyńskim. Gdy miał 11 lat, przybiegła do nich córka sąsiada-Ukraińca, Makarego Najstruka. Okazało się, że w jej domu zebrali się banderowcy, planujący przeprowadzenie akcji na następny dzień. Gospodarz wysłał więc córkę, by ostrzegła sąsiadów. W tej samej wsi inni Ukraińcy pomoc Polakom przypłacili życiem: ojciec rodziny wywiózł swoich polskich znajomych poza Kamionkę, za co on i jego bliscy zostali brutalnie zamordowani.

Wzruszająca jest z kolei historia Antoniego Boguszewskiego. We wsi Omelno banderowcy zamordowali jego rodziców i siostrę. On, sześcioletni, bez butów, cudem uciekł i spotkał ludzi, którzy przygarnęli go i konsekwentnie udawali, że jest ich rodzonym dzieckiem. Nowi rodzice Antoniego mieli jeszcze córkę, nastoletnią już Hałynę. On sam, jako dorosły już człowiek (i obywatel Związku Radzieckiego) ożenił się ze swoją przybraną siostrą. Żyją do dziś, mają 6 dzieci, 26 wnuków i 10 prawnuków.

Zdarzało się, że na akt odwagi decydowali się nawet ci, którzy mieli w rodzinie banderowca. Irena Zając ze wsi Dymitrówka wspomina, że jej matka, z trójką dzieci, po tym jak udało im się uciec z palonego kościoła do lasu, sama udała się po pomoc do znajomego Ukraińca o imieniu Maksym. Jego syn był w UPA, więc przez gospodarstwo przetaczało się wielu partyzantów. Bywały momenty, w których polska rodzina chowała się przed nimi pod łóżkiem, gdy odwiedzali dom Maksyma w przerwach między „akcjami”, czyli mordowaniem polskiej ludności Wołynia. W tak absurdalnej sytuacji rodzinie udało się przetrwać tydzień. Później musiała zmienić kryjówkę.

Pod wpływem groźby ze strony UPA wszystkie akty dobrej woli i okazania ludzkiego odruchu miały wspólną cechę: widmo śmierci z rąk banderowców. Znanych jest prawie 350 przypadków wykonania wyroku na niepokornych rodakach, którzy sprzeciwili się udziału w rzezi lub pomogli polskim sąsiadom. Zemsta była często okrutna, łączyła się z torturami i publicznym potępieniem tego, kto pomógł. Komentuje to jeden z uratowanych, Jan Storożóg, który wraz z mamą, bratem i dziadkiem ukrywał się cały rok u kilku rodzin ukraińskich po kolei:

„Każdy z tych ludzi zdawał sobie sprawę, że pomagając nam, wydaje na siebie wyrok śmierci. Dlaczego to robili? Nie ma sensu po latach szukać jakichś górnolotnych słów. To był po prostu odruch. Poczucie, że człowiek musi pomóc człowiekowi. Sąsiad sąsiadowi.”

Mimo powyższych przypadków, najczęstszą reakcją na rzeź wołyńską ze strony ukraińskich cywilów była oczywiście bierność, spowodowana głównie strachem, wojenną znieczulicą lub uaktywnieniem się wzajemnych animozji. Tu pamiętać należy jednak, że liczba 350 Ukraińców zamordowanych przez UPA za pomoc Polakom nie jest ostateczna: w świetle tak słabych danych możemy zakładać, że wołyńskich „sprawiedliwych” mogło być w rzeczywistości znacznie więcej. Niepokojące jest dziś to, że – w przeciwieństwie do praktyk stosowanych na przykład w Izraelu – niewiele pojawia się polskich inicjatyw, które honorowałyby bohaterstwo zapomnianych mieszkańców Wołynia. Jakiś czas temu arcybiskup Józef Życiński ustanowił medal Memoria Iusoturm dla tych, którzy w roku 1943 Polakom pomagali. Jak dotąd odznaczenie było wręczone tylko dwa razy. W 2011, po śmierci biskupa, podjęta przez niego inicjatywa zgasła.

Ewa Frączek (WP.pl, 16.10.2013)

Pani Szura, która rozmawia ze zmarłymi

Pani Szura pokazuje zdjęcie swoich rodziców. Ojciec pani Szury zawsze powtarzał: „Polacy to nasi bracia”.Ilustracja pochodzi z książki Witolda Szabłowskiego pt. „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia” (Znak 2016).

Ojciec zawsze mi powtarzał: Polacy to nasi bracia. Ostrówki i Wola Ostrowiecka były po sąsiedzku z naszą wsią. Tatko tam na zabawy chodził, przyjaźnił się z ludźmi. Więc i ja tak już mam w głowie, że my i Polacy to jedno – opowiada Ołeksandra Wasiejko, zwana babką Szurą, w książce „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia”

Pani Szura Sprawiedliwa

We wspomnianych przez nią miejscowościach banderowcy zamierzali spalić kobiety, dzieci i starców w kościele. Przeszkodził im oddział Niemców. Po krótkiej wymianie ognia upowcy wycofali się ze wsi, pędząc ze sobą pojmanych Polaków. Na polu kazali wszystkim położyć się na ziemi i zabili ich, jedną osobę po drugiej. Odtąd miejscowi nazywali to miejsce Trupim Polem. Z czasem porósł je las.

Babka Szura po wielu latach pomogła odnaleźć tę zbiorową mogiłę polskiemu historykowi, Leonowi Popkowi. Pokazała mu też jeszcze jedno miejsce, które wskazał jej kiedyś ojciec: (…) któregoś dnia tatuś wziął mnie furmanką do lasu. Znalazł trzy sosny, wziął nóż i wyciął w każdej mały krzyżyk – opowiada kobieta.

Powiedział tak: „Niedawno były tu straszne czasy, ludzie mordowali jedni drugich. Jednej rodzinie udało się uciec. Znałem ich jeszcze sprzed wojny, mieszkali niedaleko naszej chaty, na chutorze. Ukrywali się w tym lesie, mąż z żoną i z córeczką. Niestety, ktoś się o nich dowiedział i któregoś dnia, jak przyjechałem, leżeli już pod tymi drzewami. Wykopałem dół i ich tu pochowałem”.

Wtedy tata podniósł oczy, popatrzył na mnie i powiedział: „Kiedyś przyjadą tu Polacy i będą ich szukać. Ja tego nie doczekam, ale ty na pewno tak. Przyprowadź ich tutaj”.

Później pani Szura dowiedziała się, że jej tato nie tylko pochował tych ludzi, ale wcześniej przez długi czas woził im do lasu jedzenie. Jego córka zaś od wielu już lat odwiedza te miejsca i modli się za zabitych tam Polaków. Nie wszyscy to rozumieją. Opowiada, że sąsiad pytał, czy nie boi się tak po ciemku chodzić po lesie. Miejscowi uważają, że tu straszy. Ale pani Ołeksandra nie wierzy.

 Jeżeli człowiek przychodzi do nich z modlitwą, to oni nic złego nie zrobią. A co to oni nie wiedzą, że mój tatko im jedzenie do lasu przynosił? (…) Że to moja rodzina przychodzi tu od wojny i się modli za tych ludzi? Wiedzą to dobrze. Nikt więc nas straszyć nie będzie. I powiedziałam temu sąsiadowi: „Jeżeli twoi coś robili przeciw Polakom, to się bój. A jeśli nie – to żyj sobie dalej spokojnie”.

Pani Szura wiesza na krzyżu, który stoi dziś na Trupim Polu, rucznyky – tradycyjne ukraińskie chusty, używane przy weselach i pogrzebach. Przychodzi czasem też porozmawiać ze zmarłymi.

Jak rozmawiam? Normalnie, tak jak bym do żywego mówiła. Do starszych mówię tak: „Szkoda, że was z nami nie ma. Zawsze jest weselej, jak są ludzie z innej wiary, z innym językiem. Byśmy się przyjaźnili. Byśmy chodzili razem na zabawy, jak mój tatko z wami chodził w swoich kawalerskich czasach”

^^^

Obok: Istota stworzona na podobieństwo człowieka…to Iwan Kłymczak „Łysy”, dowódca oddziału UPA, który dokonał masakry cywilów w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej. Wskutek tej akcji w Woli Ostrowieckiej zginęło 628 Polakow i 7 Żydów w tym 220 dzieci do lat 14.

Ten dowódca kurenia kurenia „Łysy” Iwan Kłymczak pisał w sprawozdaniu do kierownictwa OUN: „(…) 29 sierpnia 1943 r. przeprowadziłem akcje we wsiach Wola Ostrowiecka i Ostrówki głowniańskiego rejonu. Zlikwidowałem wszystkich Polaków od małego do starego. Wszystkie budynki spaliłem, mienie i chudobę zabrałem dla potrzeb kurenia

 5 października 1943 r. oddziały AK Kazimierza Filipowicza „Korda” i Władysława Czermińskiego  „Jastrzębia” m.in. w odwecie za rzeź Woli Ostrowieckiej spaliły ukraińskie wsie Połapy i Sokół,  których mieszkańcy brali udział w tej zbrodni.

Źródła:”Ciekawostki Historyczne”/ Instytut Pamięci Narodowej –„”Kresowa Księga Sprawiedliwych w trzech językach” / „Wołyń naszych przodków/ materiały własne./

Opracował Antoni J.Jasinski

Śledź i polub nas:
5 komentarzy

Skomentuj w ręce policji, ukraińscy chłopi. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *