Czy emigracja jest zdradą ojczyzny?

ODLATUJĄ ALE I PRZYLATUJĄ…

Autor: Leszek Pawlisz

Czy obowiązkiem emigranta jest za wszelką cenę wrócić do swojego rodzinnego kraju? Oto kilka myśli na ten temat i na temat emigracji w ogóle, które zaczęły pojawiać się w mojej głowie na długo zanim choćby pomyślałem, że kiedyś sam na dłużej opuszczę Polskę.

W znakomitej większości ludzie emigrują z krajów biedniejszych do krajów bogatszych, z krajów, w których się urodzili i wzrośli do tych, w których żyje się łatwiej (zauważmy, że nawet emigracje ze względów politycznych wyglądają podobnie). Człowiek ma to do siebie, że im łatwiej jest mu zdobyć chleb, tym łatwiej jest mu pozbyć się ducha. To dlatego właśnie materializm jest problemem społeczeństw sytych, przy czym należy go tu rozumieć nie tylko jako samo przywiązanie do dóbr materialnych, ale przede wszystkim jako odrzucenie wartości niematerialnych.

W swojej ojczyźnie, w której zostało się zrodzonym i wychowanym, żyje się w pełnym zanurzeniu – w tradycji, kulturze, religii oraz mentalności danego kraju. Jest tak nawet wtedy, jeśli to zanurzenie jest nieświadome; to trochę tak jak z nieświadomością bycia nieustannie otoczonym Bożą miłością już za życia. Wielu zyskuje tę świadomość dopiero wtedy kiedy traci pełnię zanurzenia. Duchowe pustynie społeczeństw sytych, które wybraliśmy lub też na które zesłały nas życiowe wichry, sprawiają, że wielu z tych, którzy wyjechali, traci swoją prawdziwą tożsamość, a do bycia Polakiem przyznaje się tylko wtedy kiedy ma możliwość pokazania swojej wyższości na innymi nacjami, co jest zwykłą pychą.

FOTO: BARTOSZ MAŁŁEK/ TROPEM

Tym łatwiej utracić swoją tożsamość i zgodzić się na tę stratę, im bardziej multikulturowe (!!!) jest społeczeństwo, w którym się żyje. Człowiekowi słabej wiary, który spotyka się na co dzień z wielością kultur, tradycji i religii bardzo łatwo odstąpić od wiary swoich ojców. Dlatego ideę społeczeństwa multikulturowego uznaję co najmniej za utopijną mrzonkę, jeśli nie celowe działanie wielkich tego świata.

Kraje, które obecnie przyjmują do siebie wielką liczbę imigrantów, w przeszłości prowadziły politykę kolonialną i zbudowały swoje potęgi gospodarcze na niewolnictwie. Teraz, kiedy w swojej dawnej formie nie mogłoby ono być przez nikogo zaakceptowane, kraje te stosują nowe niewolnictwo, jakim jest otwieranie drzwi dla przybyszów z krajów biedniejszych, przy czym preferuje się osoby zdolniejsze i lepiej wykształcone. Każdy imigrant na przykład w Wielkiej Brytanii wie, że nigdy nie będzie traktowany na równi z rodzimymi mieszkańcami. Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów jest – sporadyczne, ale jednak – fundowanie biletu w jedną stronę tym, którzy stracili pracę i przez dłuższy czas nie mogą znaleźć nowej, a nie mają na miejscu rodziny, która mogłaby im pomóc – są więc niepotrzebni.

Brak wiary w to, że istnieje jedyny prawdziwy Kościół oraz brak wiary w to, że istnieje zorganizowany antykościół, którego celem jest zniszczenie Owczarni Chrystusowej, przeszkadza w zrozumieniu tego, co i dlaczego dzieje się we współczesnym świecie. W świetle tej oraz wcześniejszych myśli stawiam tezę, iż współczesne emigracje zostały zaprogramowane, głównie w celu osłabienia i rozbicia Kościoła. W takiej sytuacji cała batalia o prawo do pracy Polaków w krajach Unii Europejskiej stoczona przez polski rząd przed akcesją do UE oraz krygowanie się rządów Wielkiej Brytanii czy Niemiec wydaje się być jedną wielką szopką, której celem było jeszcze mocniejsze przekonanie Polaków, że emigracja za chlebem to już niemalże Niebo. Kiedy przy tym wszystkim zastanowić się jakie długofalowe korzyści odnosi naród z emigracji swoich obywateli, to nawet, jeśli takowe znajdziemy, z całą pewnością nie przewyższają one strat.

Jest i zawsze będzie, pewna liczba emigrantów, którzy wyjechali nie dlatego, że chcieli łatwiejszego życia, ale dlatego, że zmusiła ich do tego sytuacja, są świadomi owej utraconej „pełni zanurzenia” i marzą o powrocie do ojczyzny, ale z różnych względów nie mogą tego zrobić. Co więc mają oni począć w swoim cierpieniu i tęsknocie? Być może pogodzić się ze swoim losem pomoże im to, co pomogło mnie. Kiedy Arcybiskup Fulton J. Sheen – obecny kandydat na ołtarze – skończył studia, otrzymał listy z poważnymi propozycjami od dwóch prestiżowych uniwersytetów. Powiedział o obu listach swojemu biskupowi i zapytał, którą z propozycji powinien wybrać. W odpowiedzi biskup kazał mu wracać do domu i wysłał go do najgorszej parafii, gdzie tylko dwadzieścia procent mieszkańców mówiło po angielsku, a większość ulic nie miała chodników. Sheen posłusznie to przyjął, mówiąc sobie: – No dobrze – tego chce ode mnie Chrystus. Po roku zadzwonił do niego biskup, mówiąc: – Pojedziesz do Waszyngtonu i obejmiesz profesurę na tamtejszym Uniwersytecie Katolickim. Obiecałem im trzy lata temu, że im ciebie przyślę. Sheen spytał: – Dlaczego zatem Ekscelencja nie wysłał mnie tam, gdy wróciłem do domu? Biskup odparł: – Chciałem tylko sprawdzić, czy będziesz posłuszny. Przeczytawszy to, w jednej chwili zrozumiałem, że taka jest Wola Boża, żebyśmy teraz byli tutaj, a nie gdzie indziej. To On wysłał nas tutaj – do jednej ze swoich najgorszych parafii – abyśmy tutaj, a nie gdzie indziej, świadczyli o Nim. Może kiedyś na powrót odwoła nas tam, gdzie my sami wolelibyśmy być, ale teraz swoją wolę i tęsknotę trzeba schować do kieszeni. Dlatego, że On tak chce. Możliwe, że pewnego dnia będzie trzeba dać świadectwo – o wiele wyraźniejsze niż trzeba dawać na co dzień. Możliwe, że pewnego dnia my – katolicy – będziemy tutaj bardzo potrzebni – o wiele bardziej niż jesteśmy potrzebni teraz. Kto da to świadectwo jeśli nas tutaj wtedy nie będzie?

I POWROTY

I na koniec już, odpowiedź na pytanie postawione na samym początku. Znam wielu, którzy twierdzą, że emigracja jest zdradą ojczyzny. W większości są to ludzie, którzy nigdy nie zasmakowali goryczy emigracji. Jednak nie tylko mieszkając w swoim rodzinnym kraju można go kochać i dla niego działać, a w ostatecznym rozrachunku prawdą jest to, co w jednym zdaniu streścił Nicolás Gómez Dávila: Katolicyzm jest moją ojczyzną.

LESZEK PAWLISZ/Źródło Polonia Christiana/ 2012

Dla naszepismo.pl przekazała Helena Podgórska/ Ilustracje dodał ADMIN

OD red. np.pl

Obecnie, pięć pierwszych miejsc wśród skupisk Polonii na świecie zajmują:

  • Stany Zjednoczone (z liczbą około 10.600.000 osób) Największe skupisko w Chicago bo około 1,5 miliona …
  • Niemcy (około 2.100.000 osób) …
  • Brazylia (około 1.900.000 osób) …
  • Francja (około 1.000.000 osób) …
  • Kanada (około 1.000.000 osób)…

################################

np.pl

Śledź i polub nas:

Dodaj Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *