Styczniowe opowieści pana Mariana

Autor: Ewa Michałowska -Walkiewicz

Szukając przyjaciela

Błądząc po pewnym świętokrzyskim cmentarzu, szukałem mogiły Gienka Fabika, z którym w latach okupacji braliśmy udział w wielu walkach zbrojnych, by ratować udręczoną Ojczyznę. Ja rzadko jestem w tych stronach, ale jak tylko zaglądam w dawne województwo kieleckie, nie mogę oprzeć się pragnieniu odwiedzania starych znajomych w tym także i tych, co odeszli.

Najlepszy kumpel

Gienek był moim najlepszym kumplem, rzec można przyjacielem. Pamiętam jak w 1941 roku, wraz z oddziałem partyzantów spod ostrowieckiej wioski Lubienia, chcieliśmy odbić transport żywności, który miał być przekazany Niemcom. W kieszeniach mieliśmy parę wisów, które produkowała Firma Hasag –Werke w Skarżysku- Kamiennej, dwa długie pistolety, 6 stenów produkowanych w Suchedniowie i trochę granatów, które otrzymywaliśmy od pani Pluciniakowej ze Starachowic. Z tym ekwipunkiem bojowym zagrodziliśmy drogę jadącemu transportowi niemieckiemu, zestrzeliliśmy patrolujących żołnierzy, ale nie przewidzieliśmy, że i kierowca będzie miał pistolet, z którego wyjątkowo trafnie strzelił do mnie. Rozpętała się walka. Ja broczący krwią straciłem przytomność, a mój drogi, kochany Gienek na swoich plecach zawlókł mnie do pobliskiego domostwa, które chyba ze strachu nie chciało nam tak zaraz otworzyć.

Pomoc lekarza

Stamtąd dopiero dostałem się do lekarza, za takową poradę lekarską ludzie, u których chorowałem zapłacili parą kurcząt. Gienek dopilnowywał, aby mi niczego nie brakowało, codziennie odwiedzał mnie przynosząc dla mnie i dla moich gospodarzy wikt i kostki szarego mydła. Już nigdy w późniejszym moim dorosłym życiu nie spotkałem tak dobrego człowieka, jakim okazał się Gienek. Gdy doszedłem do zdrowia i mogłem już na własnych barkach nosić karabin, a w kieszeni i za pasem granatów sztuk kilka, dalej brałem udział w gmatwaniu życia Niemcom.

Góra Baranowska ze zbioru p. Huberta Pyrkosza

Na górze Baranowskiej tuż pod Suchedniowem, a dokładniej mówiąc pod Stokowcem, udaremniliśmy przerzut leków i środków opatrunkowych dla niemieckiego wojska walczącego na froncie. Wtedy to skręciłem sobie nogę w kostce, ale walczyłem do końca. Dopiero po udanej akcji zobaczyłem jak moja noga wygląda. Przeraziłem się na widok jaka jest obrzęknięta. Nie chciałem pokazać bólu, byłem przecież żołnierzem, ale chyba nie w stu procentach udało mi się maskować ból, bo mój przyjaciel Gienek spytał czy może mi pomoc nieść mój sten bo zauważył, że źle się czuję. Chciałem pokazać wszystkim kolegom jaki jestem bohaterski i mimo, że bolało mnie strasznie odmówiłem pomocy.

Na Krynkach

Pamiętam jak do wsi Krynki pod Ostrowcem weszli partyzanci na czele ze sławnym porucznikiem Dzięciołem. Nasz oddział dołączył do nich i razem uskutecznialiśmy napady na niemieckie transporty żywności oraz leków. Pewnego razu napadliśmy na transport trzech samochodów po brzegi naładowanych lekkim materiałem i suknem.

Gdy transport był już w naszych rękach, postanowiliśmy obdarować nim okoliczną ludność. Radości nie było granic, bo przecież potrzeby były w każdym gospodarstwie. W każdym domu znajdowały się małe dzieci, czy też dorośli chodzący do pracy. Każdemu wierzchnie ubranie wcześniej, czy później odmawiało posłuszeństwa. Ci ludzie cieszyli się bez granic, ale i o nas nie zapomniano. Dla nas, także uszyto ubranie; czy to kurtki, czy kamizelki, czy też jakże przydatne onuce.

Najbardziej z całego oddziału cieszyłem się ja z Gienkiem, że w tak prozaiczny sposób sprawiliśmy radość potrzebującym.

Honor i miłość

Dla mnie i dla Gienka honor i miłość do drugiego człowieka, była rzeczą priorytetową. Obaj przeżyliśmy wojnę, obaj przeżyliśmy represję stalinowską. Ale niestety mój druh już odszedł z tego świata, za który oddał młodość, marzenia i zdrowie. Otóż w 1945 roku jak w styczniu wyzwalaliśmy niektóre miasta i okoliczne miasteczka, mróz dochodził do 35 stopni i mój kolega rozchorował się na ciężkie zapalenie płuc. Już nigdy nie był on w pełni zdrowy. Zawsze dokuczały mu dolegliwości ze strony układu oddechowego. Dziś odnajdę jego mogiłę na cmentarzu. Takiego kolegi, jak on bardzo mi brak. Nad grobem przyjaciela powspominam o dawnych dziejach i powiem mu, że już coraz mniej lat dzieli nas od ponownego spotkania się.

Wspominał pan Marian Pawłowski, opracowała Ewa Michałowska -Walkiewicz

Ilustracje dodał ADMIN

#######################

np.pl

Śledź i polub nas:

Dodaj Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *