Z bluźnierstwami pod farbą tonął przez 2,5 godziny
|

W nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku, podczas swojego dziewiczego rejsu na trasie Southampton-Cherbourg-Queenstown-Nowy Jork, RMS Titanic zderzył się z górą lodową i zatonął.

Na pokładzie, nazwanego niezatapialnym, statku było około 2200 osób – pasażerów i załogi. Zginęło 1500 osób
Kiedy budowano tego parowego potwora w dokach Belfastu, panowało powszechne mniemanie, iż całkowicie bezpiecznie przetrwa on największy nawet sztorm. Pośród setek zatrudnionych przy budowie statku znalazło się wielu ludzi pozbawionych wszelkiej religijności. Niektórzy z nich zabawiali się wypisywaniem okropnych bluźnierstw na jego burtach. Posuwali się wręcz do rzucania wyzwań Bogu, aby posłał statek na dno, jeśli tylko potrafi. Pisali: „Sam Chrystus nie zdoła go zatopić”. Podczas malowania statku bluźniercze napisy pokryto warstwą farby, ale przebiły one przez nią, znów stając się widocznymi i czytelnymi. Pewien katolicki oficer z załogi Titanica ujrzawszy je, napisał w liście do rodziców: „Jestem przekonany, że ten statek nigdy nie dopłynie do Ameryki z powodu szokujących bluźnierstw wypisanych na jego kadłubie”. Rodzice owi, mieszkający w Dublinie, wciąż przechowują ten list jako pamiątkę po synu. Dziś wiemy, jak ziściła się przepowiednia tego oficera. Szydercy sądzili, że ich bluźnierstwa będą przemierzać ocean rok po roku, jako jawna obraza Wszechmogącego. I co? Kiedy oczekiwali wiadomości z drugiej strony Atlantyku o bezpiecznym dotarciu Titanica do miejsca przeznaczenia, doszła ich druzgocąca wieść, iż oceaniczny kolos zatonął. Do posłania na dno dumnego statku z bluźnierczymi hasłami wystarczyło zderzenie ze zwykłą górą lodową.

Niewiele osób wie, że wśród przeszło 1,5 tys. ofiar tej katastrofy był również bohaterski kapłan Thomas Roussel Davids Byles, który – dwukrotnie odmówiwszy miejsca w szalupie ratunkowej – do ostatniej chwili spowiadał uwięzionych na rufie ludzi. Dzięki jego postawie ponad sto osób zginęło w stanie łaski uświęcającej.
W nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 r. doszło do jednej z największych tragedii liniowego statku pasażerskiego w historii żeglugi. Brytyjski transatlantyk RMS (Royal Mail Steamer) Titanic zderzył się prawą burtą z górą lodową. Choć uszkodzenia nie były tak drastyczne – powstały rozszczelnienia na łącznej powierzchni 1,2 m² z 90 m² wzdłuż kadłuba – wady konstrukcyjne i wykonawcze doprowadziły do tego, że statek zatonął w ciągu zaledwie 2 godz. i 20 min. Z ponad 2,2 tys. pasażerów zginęło przeszło 1,5 tys. Osób.
Katastrofa

Na początku o zderzeniu wiedziało wyłącznie paręnaście osób. Dopiero po pół godzinie zaczęto nadawać sygnał CQD i SOS, po 45 minutach zaś umieszczać kobiety i dzieci w szalupach ratunkowych. Jednak już wówczas konstruktor Titanica Thomas Andrews oznajmił kapitanowi, że statek zniknie pod wodą w przeciągu półtorej godziny.

Pierwsza szalupa, przewidziana na 65 osób, odpłynęła o 00:45 zabierając jedynie 28 pasażerów pierwszej klasy. Dla połowy z podróżujących zabrakło miejsc, a przez niewiedzę oficerów i załogi odnośnie ładowności, większość szalup odpływała niepełna. Oznaczało to, że przeszło 1,5 tys. podróżujących, zwłaszcza tych z trzeciej klasy, nie miało najmniejszych szans na ocalenie.
Statek tonął w bardzo szybkim tempie. Titanic przechylił się tak, że nad powierzchnią wody widać było trzy ogromne śruby okrętowe. Ludzie wpadli w panikę. Choć orkiestra, by dodać im otuchy, zaczęła grać m.in. protestancki hymn: „Być bliżej Ciebie chcę”, użyto broni palnej i zastrzelono 13 najbardziej utrudniających akcję ratunkową mężczyzn. Zaczęły przewracać się kominy, zabijając kolejne osoby. Ludzie ześlizgiwali się z pokładu do oceanu, przestał działać generator prądu. Na koniec ważąca 30 tys. ton rufa częściowo oderwała się od reszty okrętu, który natychmiast poszedł na dno, ciągnąc za sobą całość. O godz. 2:20 po Titanicu nie było już śladu.
Spowiadał do ostatniej chwili
42 letni ojciec Byles wybierał się do Nowego Jorku, aby udzielić swojemu bratu sakramentu małżeństwa. Z biletem drugiej klasy w ręku wsiadł na pokład Titanica 10 kwietnia 1912 r. Dzięki uzgodnieniom z kapitanem statku, otrzymał możliwość celebrowania dla pasażerów Mszy św. Miał na ten cel przygotowany przenośny ołtarz oraz niezbędne naczynia i szaty liturgiczne. „Kiedy patrzysz na wodę z górnego pokładu, to tak jakbyś patrzył z bardzo wysokiego budynku” – napisał do swojej gosposi po zakwaterowaniu się w przeznaczonej dla niego kajucie.
W momencie zderzenia okrętu z górą lodową ojciec Byles spacerował po pokładzie, czytając brewiarz. Od tamtej chwili – ubrany w kapłańskie szaty i z książeczką w ręku – nie opuścił współtowarzyszy podróży. Stał się duchowym przywódcą tonących ludzi. Recytował Breviarium Romanum, uspokajał pasażerów, krążył pomiędzy pokładami, dawał błogosławieństwa, słuchał spowiedzi, odmawiał różaniec. Pomagał osobom z trzeciej klasy dotrzeć do szalup ratunkowych, nie szczędził słowa otuchy i pocieszenia dla odpływających kobiet i dzieci.

Kiedy niebezpieczeństwo było widoczne już gołym okiem, bohaterski kapłan spowiadał coraz więcej dusz. Po dwukrotnym odrzuceniu miejsca w łodzi ratunkowej, gdy już wszystkie szalupy odpłynęły, przeszedł na rufę i tam, wśród klęczących w wodzie, zgromadzonych wokół niego ludzi nie mających już szans na ocalenie, odmawiał różaniec. Wzywał ich również do przygotowania się na spotkanie z Bogiem.
Helen Mary Mocklare, ocalała z tragedii pasażerka trzeciej klasy, tak opisywała postawę duchownego: „Kiedy doszło do katastrofy, zostaliśmy wyrzuceni z naszych koi. Lekko ubrani wybiegliśmy dowiedzieć się, co się dzieje. Zobaczyliśmy schodzącego do nas z podniesioną w ręką ojca Byles (…) >Bądźcie spokojni, moi dobrzy ludzie< powiedział, a następnie dawał rozgrzeszenia i błogosławieństwa. Gdy ktoś wokół nas zaczynał wpadać w panikę, ksiądz jeszcze raz podnosił rękę i wszyscy się uspokajali. Pasażerowie czuli absolutne panowanie nad sobą kapłana. Zaczął odmawiać różaniec. Z modlitwami wszystkich, niezależnie od wyznania, łączyły się głośne odpowiedzi modlitwy Zdrowaś Mario”..
Według relacji Helen Mocklare załoga parokrotne niemalże błagała kapłana, żeby wsiadł do szalupy, ale ten odmawiał. „Odpływałam w ostatniej łodzi ratunkowej (…) Słyszałam wyraźnie głos księdza i odpowiedzi na jego modlitwy. W miarę oddalania się szalupy, głosy stawały się coraz słabsze, aż mogłam usłyszeć tylko szepty słów >bliżej Boga mego< i krzyki ludzi”.
Ojciec Byles utonął wraz ze wszystkimi uwięzionymi na rufie, o których zbawienie modlił się do ostatniej chwili. Jego ciało nigdy nie zostało zidentyfikowane.
Roussel Davids Byles urodził się w Wielkiej Brytanii 26 lutego 1870 r., jako najstarszy z siedmiorga dzieci pastora dr Alfreda Holden Byles. Dorastał w wierze protestanckiej, imię Thomas przyjął po chrzcie katolickim. Kształcił się w Leamington College i Rossall School w latach 1885-1889. W 1889 r. wyjechał do Balliol College w Oksfordzie, by studiować matematykę, historię nowożytną oraz teologię.


Powyżej: Luksusy dla 1 klasy przed zatonięciem – sala obiadowa i gimnastyczna.
Opr AJ J ILUSTRACJE DODAŁ ADMIN/ Źródła: Wikipedia /PCh?/ „Franciscan Herald”
############################# np.pl ##########################
Aktualny i bardzo potrzebny artykuł, kiedy toniemy w moralnym i politycznym bagnie. Kiedy sie plugawi chrześcijańskie świętości, kiedy wydziera się ze ścian Muzeum II Wojny obrazy świętych: Rodziny Ulmów, św. Kolbego i bohatera Pileckiego, tzn, że nasz Naród tonie. I tańczy ten naród upiorne tango. ostatnie! Jak na tym Tytaniku. Ostatni Polonez do którego przygrywa oszalałe lewactwo, które do władz wybieramy.
Tu nawet już szalup zabraknie!!!
Pokolenie JP II