Bajka kaszubska ze Stutthofu
|
Autor: Ewa Michałowska- Walkiewicz
„Muzeum obozu koncentracyjnego Stutthof” w Sztutowie wydało nietypową książeczkę, która nosi tytuł „Bajka kaszubska ze Stutthofu”. Powstała ona na kanwie archiwalnych tekstów, znalezionych niedaleko murów obozu koncentracyjnego KL Stutthof, rzecz jasna zaraz po wojnie. Ta „wyjątkowa” publikacja, przenosi czytelników za druty niemieckiego obozu koncentracyjnego Stutthof, opisanego w bajkowy sposób.

Na bazie pamiętnika
Książka ta oparta jest na oryginalnym pamiętniku, znalezionym na terenie przyobozowym niedaleko dawnego miejsca ludzkiej kaźni. Ten niezwykły egzemplarz książkowy, jest własnością pewnego pana, który przypadkiem zalazł go będąc pobliżu wspomnianego miejsca. Ten pan, posiadając te obozowe zapiski, chciał ustalić autora ich powstania. Nigdy się to jednak nie ziściło.
Stary brulion bez okładki
Oryginał tego notatnika, to po prostu pozbawiony okładki egzemplarz brulionowy zawierający 19 kart połączonych ze sobą grubym sznurkiem. Jak nie trudno się domyśleć, jest on spisany przepiękną kaligrafią. Szkoda jednak, że w jego wnętrzu brak jest jakichkolwiek informacji o autorze, a także o czasie powstania tej niezwykłej „książki- bajki”.
„Bajka kaszubska ze Stutthofu”
Ta książeczka, zatytułowana została „Bajka kaszubska ze Stutthofu”. Stało się tak dlatego, gdyż jedynym elementem, który zdobi oryginał tego notatnika jest wykonany kredkami rysunek przepięknego haftu kaszubskiego, widniejący na pierwszej i na ostatniej stronie. Bardzo liczne odniesienia znajdujące się w tekście zawartym w tym notatniku, łączą historię opisaną w tej „bajce” z niemieckim nazistowskim obozem Stutthof. Dla przykladu opisana jest tutaj wędrówka jednego z bohaterów zwanego Zmrokiem, po obozie znajdującym się wśród podmokłych terenów Żuław Wiślanych, który jest odcięty od reszty świata wielkimi wodami Wisły i Bałtyku. Miejsce to dodatkowo jest skryte pośród sosnowych lasów Mierzei Wiślanej, o którym wiele osób zapomniało.
Odniesienia do życia obozowego
W bajce tej czytelnik szybko znajdzie odniesienia do obozowego aparatu nadzoru, który tworzyli esesmani stanowiący załogę obozu. Wspomniana jest w tej bajeczce także, grupa złych więźniów funkcyjnych. Opisane są tutaj niezwykle wręcz nieludzkie elementy codzienności. Autor używa niezwykłego też języka spotykanego jedynie w baśniach, które przenoszą czytelnika w okrutny świat „czartów i biesów”, „złych psów a nawet tygrysów”, którzy pozostają na usługach potężnego „czarownika”, którym jak domyśla się czytelnik, jest komendant obozu.
Opisane detale
Charakterystycznie opisane w tej bajce detale, w sposób bardzo niezwykły dokładnie oddają istotę życia człowieka za drutami, na którego zewsząd czyha śmierć. Autorem tej obozowej bajki, najprawdopodobniej jest kobieta, która chyba sama była więźniarką obozu Stutthof lub więźniem tym był ktoś z jej bliskich osób.
Jak powstała ta bajka

Jak powstała ta bajka, szybko i łatwo możemy to sobie wytlumaczyć. A mianowicie, niektórzy z więźniów pracowali przymusowo w esesmańskich biurach. Mieli tam oni stosunkowo łatwy dostęp do tuszu, papieru oraz kolorowych ołówków. Oczywiście pracując w tak niebezpiecznych obozowych warunkach, udało się autorce tej bajki, najprawdopodobniej polskiej więźniarce napisać, narysować i pokolorować taką książeczkę. Powinna ona trafić do dzieci, ale czy tak się stało, niestety tego nikt nie wie. Ale nawet wtedy, gdy niektórzy żyli za „obozową kratą”, wiadomym było, że dzieci powinno się wychowywać na bazie pięknych bajek i na wartościach jakie one ze sobą niosą.
Dzieci wychowywać należy czytając im bajki

Dziś nas ludzi współczesnych, może dziwić jak w obozie koncentracyjnym, tam gdzie cierpieli i ginęli ludzie, powstały bajki dla dzieci. Ponad to są one opatrzone pięknymi kolorowymi ilustracjami, a przede wszystkim posiadają one starannie wykaligrafowany tekst. Jednak nawet tam za drutami wiedziano, że dzieciom potrzebne zawsze są bajki, opisujące pozytywnych bohaterów i wszechpotężne dobro, które zawsze zwycięża.
Zarówno wtedy w warunkach jakie stworzyli Polakom NIEMIECCY NAZIŚCI, bo o polskich nie ma mowy w całej historii ludzkości, jak i dziś wszyscy wiemy, że dzieci powinno się wychowac na podstawie bajek i pouczających książek, a nie żeby opowiadała jakieś farmazony obrzydliwa „tęczowa baba”, podobna do chłopa o gębie boksera, bardzo mocno uderzonego przez przeciwnika. Takiego potwora dzieci mogą się przestraczyć, a nie wysłuchać prezentowanej przez niego opowieści. Teraz jak wiemy chcą nam wprować „zielony ład”, a kiedyś był już u nas wprowadzony przez nich „ład pasiakowy”, lub innymi słowy „biało- niebieski”, który chyba nikomu nie wyszedł na dobre, nawet tym co go wprowadzili.
Ewa Michałowska- Walkiewicz
###################### np.pl ######################
Cos przepięknego
Ta ksiazeczka jest swieta
Przepiekny tekst…..interesujacy
W zakamuflowany sposób autorka opisała okrutny aparat nadzoru w obozie, nazywając strażników imionami drapieżnych zwierząt, a naczelnika obozu czarownikiem. Czy to jest jednak bajka dla dzieci i czy to powinno być nazwane bajką? Autorka na pewno nie mogła użyć nazwisk oprawców wprost, więc użyła nazw zwierząt i w ten sposób przekazała fakty z tego obozu dla. Potomności. Powinno się dopasować strażników z obozu do tych zwierząt i czrowników.
Lidia
Piekny tekst