2.Oto co mój ulubiony TYSOL pisze: Przekleństwa polskie
|AUTOR: PROFESOR ZDZISŁAW KRASNODĘBSKI/ przekazał Filip Stawarz

Współczesna polszczyzna staje się areną wulgaryzmów, upraszczania grzeczności i utraty kulturowej tożsamości. Co to mówi o polskim społeczeństwie?

Nawet tym, którzy bardzo niewiele wiedzą o filozofii, obiło się zapewne o uszy słynne zdanie: „Granice mojego języka wyznaczają granice mojego świata” z „Traktatu logiczno-filozoficznego” Ludwiga Wittgensteina. Inni, bardziej obeznani, którzy słyszeli o hermeneutyce, wiedzą, że głosi ona, iż nasze rozumienie, nasze poznanie może mieć tylko charakter językowy. „Byt, który można zrozumieć, to język” – pisał Hans-Georg Gadamer. W ogóle w filozofii współczesnej język zastąpił świadomość jako sferę, w której jest dane nam wszystko to, czego doświadczamy. Każde nasze poznanie i każda nasza relacja z innym człowiekiem są zapośredniczone przez język.
Historycy wskazują, że język jest także elementem tożsamości narodowej. Kiedyś twierdzono nawet, że objawia się w nim „charakter narodowy”. Antropolodzy kulturowi analizowali, jak w języku wyrażają się specyficzne doświadczenia danego ludu, jak różnie artykułują one rzeczywistość. Niektórzy filozofowie analityczni uważali nawet, że nie możemy żywić uczuć, których nie potrafimy nazwać, odróżnić od innych. Rozwój języka oddającego nasze stany uczuciowe i myśli to także rozwój samych tych uczuć i myśli.
Politologowie zaś wykazywali, że to, co w systemach politycznych dzieje się z językiem, świadczy także o ich naturze. Powstała w komunizmie nowomowa stała się przedmiotem interesujących badań socjolingwistycznych. Kiedyś, w latach dziewięćdziesiątych, wysłuchałem wykładu wybitnego rosyjskiego lingwisty, który analizował proces ewolucji form zwracania się ludzi do siebie w Związku Sowieckim. W toku tej ewolucji zanikały formy grzecznościowe i ludzie sowieccy w końcu zwracali się do siebie po prostu „mężczyzno” lub „kobieto”. Językoznawca ów twierdził, że gdyby Związek Sowiecki przetrwał dłużej, degradacja języka postąpiłaby tak daleko, że pozostałyby tylko określenia czysto biologiczne „samiec” i samica”.
Jaki jest dzisiejszy język Polaków?

A jaki jest dzisiejszy język Polaków, ich logos, który – jak wiedzieli już starożytni – odróżnia człowieka od zwierząt ? Jakie rozumienie siebie i świata, jaki stan ducha Polaków wyraża? Co mówi na przykład o naszym systemie politycznym fakt, że obecnie rządzący wygrali wybory dzięki wulgarnemu hasłu, które stało się nie tylko ich zawołaniem bojowym, ich pieśnią rycerską, ich „Bogurodzicą”, lecz także – jak się okazało – programem politycznym, jedynym, który tak naprawdę mają i realizują? Skąd w ogóle wzięła się w polskim życiu politycznym reguła, że im głośniej, wulgarniej i obelżywiej się wrzaśnie, tym bardziej jest się przekonującym i zyskuje poklask? Media pełne są zachwytów, że ktoś „nie gryzł się w język”, „nie wytrzymał”, „wygarnął”.
Polacy wydają się najwulgarniejszym narodem na świecie. No, może z wyjątkiem Rosjan, od których tradycyjnie Polacy zapożyczali swoje „najgrubsze” słowa.
Wulgaryzmy w przestrzeni publicznej
Mówiono, że ktoś „klnie jak szewc”; w świecie, z którego znikają szewcy, nawet „elity” klną jak szewcy. Wulgaryzmy słyszymy na ulicy, w tramwaju, w sklepie, w restauracji, teatrze, kinie. Najgrubszymi słowami konwersują ze sobą wiotkie licealistki i zażywne starsze panie, korpoludki i artyści, profesorowie i ministrowie. Nikomu już nie więdną z tego powodu uszy. Tak się mówi, tak wypada.
Co jednak można sądzić o granicach świata kogoś, kto co drugie zdanie używa słowa dezawuującego kiedyś kobietę źle się prowadzącą i grozi co chwila, że dokona aktu seksualnego? Można by to potraktować jako wyraz niepohamowanej witalności i jurności. Przeczą jednak temu dane z ostatniego raportu o stanie zdrowia Polaków, które pokazują, że jest wręcz przeciwnie. Mnożenie się we współczesnej mowie słów wulgarnie odnoszących się do czynności seksualnych odstręcza więc chyba ich podejmowanie. A może są kompensacją i wyrazem frustracji?
Wulgaryzmy, przekleństwa, obelgi mają swoje funkcje w języku. Mogą wyrażać, oburzenie, dezaprobatę, pogardę, rozpacz. Ale we współczesnej Polsce stały się codziennym sposobem komunikowania. Rzadko już się zdarza, by tak odstręczały, jak wrzaski przerażających megier pod wodzą pani Marty Lempart.
Ta wulgarna mowa, ten ponury bełkot to w gruncie rzeczy autodegradacja i samoponiżenie, jest świadectwem o sobie, o tym, kim się jest i na jakim poziomie. „Trzy czwarte literatury nowożytnej obraca się wokół jednego tematu: miłości kobiety i mężczyzny, wychodząc z założenie, że miłość jest najważniejszym i najcenniejszym doświadczeniem, jakie może się przydarzyć istocie ludzkiej” – zauważył kiedyś W.H. Auden, osobiście mało zainteresowany akurat tym rodzajem miłości, lecz świadomy jej znaczenia cywilizacyjnego. We współczesnej Polsce trzy czwarte wypowiedzi dotyczą tej samej sfery życia, ale nie są to miłosne wyznania Tristana i Izoldy, Romea i Julii.
Stopniowe zanikanie form grzecznościowych
Szerzeniu się wulgaryzmów i przekleństw towarzyszy zanikanie form grzecznościowych. Polska jest jedynym krajem w UE, który uznał, że używanie nazwisk jest niezgodne z dyrektywą o ochronie danych osobowych. W związku z tym każda firma wysyłkowa, w której mieliśmy nieszczęście dokonać zakupu, każda panienka z recepcji zwraca się do nas po imieniu.
Większość młodych Polaków nie potrafi już także używać form grzecznościowych w liczbie mnogiej. Mylą się im „panowie”, „panie”, „państwo”, najczęściej poprzestają na swojskim „wy” – jak posłowie na Sejm RP. Może jest to wyraz ogólnej utraty pewności w rozróżnianiu rodzaju żeńskiego i męskiego, skoro nagle wielu ludzi, skądinąd inteligentnych i dobrze wykształconych, ma kłopoty z właściwym użyciem liczebników „półtorej” i „półtora”, a także „obaj”, „obie”, „oboje”, z którymi kiedyś nawet tak zwani prości ludzie nie mieli najmniejszych problemów. Wśród ogólnego schamienia pojawiła się wśród młodych kobiet „elegancka” maniera mizdrzenia się – pieszczotliwie-dziecięco-szczebiocząca wymowa głosek „dź”, „ś”, „dz” itp. Tak mówią aktorki, lektorki, redaktorki, tak, łkając, śpiewają swoje pieśni panie pieśniarki. Akcentowanie na ostatnią sylabę w „stylu radiowym” to inna „światowa” moda. Do tego dochodzi komiczno-straszny żargon poprawnościowy nowej lewicy, wszystkie te ministry i ministerki, oficerki i aktywiszcza, osoby z tym lub tamtym, mające świadczyć o światłości i moralnej wrażliwości mówiącego.
Jeśli do tego dodamy takie zjawiska jak zanikanie wołacza oraz dopełniacza (te wszystkie „Paluszki od Lajkonika” czy „Krem od Nivea”; za chwilę nawet „Dziady” będą „od” Mickiewicza), nieodmienianie nazw firm zagranicznych, bo sobie nie życzą, by przestrzegać ustawy o ochronie języka polskiego, oraz plaga nowego makaronizmu (te wszystkie „eventy”, „gejty”, „bordingi”, „czekiny”, „agendy”, „dinery”, „dedykowania”, „frilenserowie” i „forsighty”), to dojdziemy do przykrego wniosku, że zapowiedź „nie damy pogrześć mowy” okazała się fałszywa.
[Felieton pochodzi z Tygodnika Solidarność 18/2025]
Od red.np jeszcze jeden dodatek:

Na Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego – interesująca refleksja pewnego XVI-wiecznego drukarza, wielce zasłużonego dla polskiego języka i literatury:
[…] będąc ja wmieszkanem, a nie urodzonym Polakiem, nie mogę się temu wydziwić, gdyż wszelki inny naród język swój przyrodzony miłuje, szyrzy, krasi i poleruje, czemu sam polski naród swem gardzi i brząka, który mógłby iście – jako ja słyszę – obfitością i krasomową z każdem innem porównać? Ile ja rozumieć mogę z ludzi, z któremi czasem o tem mawiam, nie jest inna przyczyna tego, jedno przyrodzenie polskie, które ku obcem a postronnem obyczajom, sprawom, ludziom i językom skłonniejsze jest niżli ku swem własnem.
Dedykacja Hieronima Wietora dla Jana Tarnowskiego, [w:] Erazm z Rotterdamu, Księgi, które zową Język [przekład anonimowy], Kraków 1542
ILUSTRACJE I OPISY DODAŁ ADMIN
##################### np.pl ####################
Polki rezygnują z macierzyństwa, bo boją się antyaborcyjnego prawa, które zagraża ich życiu – w tak skandalicznych słowach debatę prezydencką rozpoczęła dziennikarka TVP Dorota Wysocka-Schnepf. Tę haniebną wypowiedź skomentowała na Facebooku Kaja Godek: – Co trzeba zrobić, żeby kobiety nie bały się rodzić dzieci? Wiele rzeczy, ale także i to: przestać dawać mikrofon aborcyjnym propagandystom udającym dziennikarzy.
Podpisałam się i napisałam do Kaji – zgadzam się.
Justyna Janicka
Naczelną i wiodącą wulgarystką dzisiejszych czasów i pewnej licznej grupy “współczesnych” kobiet jest Marta Lempart, niszcząca fasady kościołów i zakłócająca nabożeństwa, wrzeszcząca “Wyper…alać , zachęcająca aby “j..ać PiS” Jest laureatką Polonijnej (Australia) Nagrody Fundacji POLCUL im. J. Bonieckiego „za działalność w dziedzinie ruchów prodemokratycznych, a w szczególności za pomysł i organizację Ogólnopolskiego Strajku Kobiet OSR” (2018).
Jarek Micewski NZ
Czy to ten POLCUL jest związany z AIPA, o której są uwagi i o p.Gancarzu, w artykule „447 – JUST – gdzieś się zawieruszyło -na czas wojny…?”
Która z tych polonijnych organizacji czy obydwie razem popierały i laureatką uznały wulgarną bezwstydną wulgarystkę Martę Lempart? Czy to o tym, też sam pan Gancarz decydował? – Czy takie powinno być krzewienie kultury i edukacja polskiej młodzieży w Australii? Czy to polityka, czy po prostu głupota?
A. Smalarz
Polacy nie są majwulgarniejszym narodem na świecie. Nie wolno tak pisać. Trzeba dobrze poznać inne języki obce, aby zauważyć, że wulgaryzmy są we wszystkich językach na świecie i stosowane bardzo powszechnie. Kiedy przyjechaliśmy do Australii i przebywaliśmy miesiąc w hostelu, dokąd przyjeżdżały grupy młodych mężczyzn z Anglii, byliśmy zaszokowani ich wulgarnymi, ohydnymi słowami. W Polsce są osoby, jak np. te z telewizji, które tak naprawdę nie czuję się Polakami i dostały zadanie, aby promować wulgarne słowa. Dlaczego takie osoby nie są wyrzucone z telewizji, pozostawiam to pytanie Państwu. Tutaj w Australii by były wyrzucone. Wulgaryzmy też częściej są stosowane przez osoby wychowywane w niższych warstwach społecznych, gdzie brak słowa zastępowało przekleństwo. To zawsze było. I tak jest we wszystkich krajach.
Lidia
Aż trudno uwierzyć, że Polonia ma takie uwielbienie dla tej wulgarystki i nagradza jączymś tam. Bo rodzi się pytanie jak taką wulgarystkę pocaławać nawet w rękę – po polsku-dzentelmeńsku i sarmacku, O ustach wulgarnych „Wy…….ać chamstwa pełnych – nie wspominająć…
Z. Borowiec
KIEDY Henryk Pająk napisał książkę „Polska w Bagnie”, kundle spod znaku dzisiejszych elyt podobne do tej wylgarystki Lempart szarpały mu nogawki i domagały się zamknięcia Pisarza w szpitalu psychiatrycznym w szpitalu Tworkach. Okazuje się, że większość z tych ujadaczy kwalifikuje się do otrzymania zawiadomienia o zgłoszeniu się na odbycie leczenia w białej sali w fartuchu bez rękawek i z drzwiami bez klamek. Tak Polska tonie w tym bagnie! I nikt nie zwraca uwagi na to wśród ogólnego schamienia, że jak pisze Autor – „najgrubszymi słowami konwersują ze sobą wiotkie licealistki i zażywne starsze panie, korpoludki i artyści, profesorowie i ministrowie. Nikomu już nie więdną z tego powodu uszy. Tak się mówi, tak wypada” – popełnijmy zbiorowe harakiri -a więc skok do bagna…
Szymon Lipski
@@@
(…) Dlaczego Pani z Australii pisze, że nie wolno tak pisać? Widocznie nie była Pani dawno w Polsce i nie wsłuchiwała się w ten wrzask wulgarny-wymiotny wulgarystki Marty Lempart. I te wulgaryzmy powtarzyły publicznie na ulicach tysiące kobiet ; w tym matki, żony, narzeczone. mężowie w towarzystwie młodocianych synów. Powtarzają do dzisiaj nawet nastolatki. Wpierw był Owsiak, ale dopiero po haśle “ośmiu gwiazdek” narodził się kult o imieniu VULGAR!
Co Pani rozumie przez “niższe warstwy społeczne”? To właśnie w tych warstwach pielęgnuje się jeszcze j, polski – czasem wyśmiewany jako „wiejski” czasem szorstki ale nie wulgarny – czysty polski.
Byłem w Australii raz, znam wystarczająco j.angielski aby zrozumieć, i odróżnić “mięcho od miodu” że i tu wulgaryzmy są praktywane publicznie i to tak, że potwierdza się to środkowym palcem. Dlatego staję w obronie prof. Krasnodębskiego, i Tysola bo już wszystkiego nie można utrzymać pod „karpetem”. Według niektórych badań, kraje, w których przeklina się najwięcej, to m.in. Australia, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone. W tych krajach przekleństwa mogą być używane zarówno w sytuacjach codziennych, jak i w kontekście rozrywki czy mediów. W Australii zwłaszcza przeklinanie jest często traktowane jako sposób na wyrażenie emocji czy humoru (…). Polecam artykuł “Blog Praktyka Biznesu”, który zajmuje się tym zagnieniem. Pozdrawiam.
Filip Stawarz
Gdy rozum śpi budzą się upiory.
Kiedy Michael Jackson był u szczytu swojej kariery wizytę słynnego piosenkarza [narkomana] bardzo poważnie potraktowali przywódcy obozu postkomunistów na czele z prezydentem Polski Aleksandrem Kwaśniewskim i jego żoną Jolantą. Ówczesna głowa państwa przyjęła gwiazdora w pałacu prezydenckim choć konsternację wywołał fakt, że gość przybył w stylizowanym sowieckim mundurze. Króla popu przyjął też wicepremier i minister finansów Grzegorz Kołodko, który obdarował go swoją książką „Poland 2000 Strategy future”. Pisze o tym P. Semka dla Frondy.
Marek Tendera