Cześć 1. Lekarz Świadek Cudów…

Motto: „Głównym celem życia jest powiększać zgodnie z naszymi zdolnościami, naszą wiedzę o Bogu i pod Jego wpływem wielbić Go oraz Mu dziękować”. J.R.R. Tolkien

AUTOR: DR ANDRZEJ CHODACKI

OTRZYMALIŚMY

1.

Lekarz specjalista, pisarz, poeta, fotografik , muzyk grający na czterech instrumentach, autor koncertów poetyckich, kompozytor muzyki do piętnastu symfonicznych dzieł zawartych w cykle: Pieśni Zmartwtwychwstałego. Requiem dla Odkupiciela oraz Pieśni Wniebowziętych Pieśń Pierwsza Pieśń Druga Pieśń Trzecia Pieśń czwarta. Domine Jesu Christe z monumentalnym chórem oraz orkiestrą symfoniczną. Autor dwunastu książek własnych z poezją i prozą, współautor ponad trzydziestu innych książek i albumów fotograficznych. Laureat pięćdziesięciu pięciu konkursów literackich i fotograficznych. Publikował w licznych magazynach literackich w Polsce i na całym świecie.

2.

Wyrażam zgodę na publikację moich tekstów oraz grafik ( oprócz okładki, która nie jest mojego autorstwa) połączonych z opowiadaniami z tej książki w redagowanym przez Pana „Naszym Piśmie”. Proszę mnie zawiadamiać jak będą się pojawiać u Państwa, będę promował „Nasze Pismo” w Polsce i zawiadamiał przyjaciół, żeby czytali „Nasze Pismo”.


Pozdrowienia serdeczne, niech Dobry Bóg błogosławi Pana i Pana Rodzinę oraz misję czasopisma Nasze Pismo.
Andrzej Chodacki

^^^

NIEZWYKŁA OBECNOŚĆ

3.

Wierzycie w świętych obcowanie? Każdy chrześcija­nin na mszy zaklina się, że tak. A ja byłem świadkiem obcowania świętych. Właściwie wiele razy, ale ten jeden zapamiętałem w sposób szczególny. Tego dnia miałem dyżur, była godzina 17.15, gdy w moim gabinecie wybrzmiał dzwonek telefonu.

– Doktorze, przyjdzie doktor na dziewiątkę – usły­szałem w słuchawce. Domyśliłem się, że chodzi o pa­nią Eleonorę, która umierała u nas od jakichś trzech tygodni z powodu nowotworu. Gdy wszedłem, salowa wychodziła właśnie.
– Krzyczy nieludzkim głosem – wyznała mi szeptem przestraszona, po czym cicho zamknęła za sobą drzwi. Zostałem z dwoma ciężko chorymi pacjentkami. Obie bez kontaktu, obie śmiertelnie chore, ale z Eleonorą było gorzej. Doświadczenie kliniczne pozwala lekarzowi od­różnić lęk od bólu. Pochyliłem się nad chorą. Eleonora z każdym oddechem wydawała z siebie dziwne, nieprzy­jemne jęki. To nie była twarz cierpiącej fizycznie osoby.
Sprawdziłem parametry życiowe, ciśnienie, temperaturę, osłuchałem serce i płuca. Parametry były takie same, jak poprzedniego dnia, stan chorej nie zmieniał się istotnie od kilku dni.

Leczenie przeciwbólowe było dobrze usta­wione na morfinie, ostatnią dawkę chora otrzymała przed chwilą. Nadal jednak wyła jakimś dziwnym, nieswoim głosem, aż skóra cierpła od tego na plecach. Postanowiłem posiedzieć przy niej, obserwacja w takich przypadkach często przynosi odpowiedź. Nie miałem nic merytorycz­nie do zaproponowania tej terminalnie chorej pacjentce. W zasadzie moje medyczne działania ograniczały się od wielu dni do oczekiwania na śmierć.

Zacząłem więc mo­dlić się Koronką do Bożego Miłosierdzia. Odmówiłem całą, nie zauważyłem żadnej różnicy. Przypomniałem sobie modlitwę do Ducha Świętego, która mnie kiedyś postawiła na nogi. Nic. Wreszcie po kolejnym badaniu chorej, gdy nie znalazłem żadnych wskazań do interwen­cji medycznej, zacząłem odmawiać różaniec. Przy trzeciej tajemnicy pojawiła się we mnie przedziwna i mocno nie­pokojąca myśl.
Dotarło do mnie, że pacjentka umrze na koniec tego różańca.
Myśl tym bardziej niedorzeczna, że stan jej nie zmienił się istotnie w ciągu ostatniego tygo­dnia. Cały czas była to chora w terminalnym okresie choroby ­ nowotworowej. Nieprzytomna, karmiona dojelito­wo, bez kontaktu logicznego i reakcji na ból.


Dlaczego więc miałaby umrzeć właśnie dziś i teraz? Przypomniałem sobie, że według planu ustalonego w oddziale dyżur ten miał pełnić mój kolega. Zamieniłem się z nim, ponieważ mnie o to poprosił. Dziś w ogóle miało mnie tu nie być. Wśród rozmyślań kontynuowałem różaniec. Tymczasem na zewnątrz budynku zaczęły dziać się przedziwne rzeczy. Zerwał się porywisty wiatr, coś huknęło dwa razy w drzwi sali tak mocno, że aż się przestraszyłem. Nie wiedziałem skąd, ale zdawałem sobie sprawę, że ktoś lub coś chce przerwać moją modlitwę. Kobieta jęczała jeszcze głośniej. A ja jeszcze głośniej odmawiałem różaniec. Spojrzałem za okno, wiatr giął drzewa do samej ziemi. Nigdy wcześniej nie widziałem takiej zawieruchy. Liście latały za oknem, tak że zrobiło się całkiem ciemno.

Zbliżałem się do za­kończenia modlitwy. Coś dziwnego zaczęło dziać się we mnie. Poczułem bliskość niezwykłej obecności. Nadna­turalnej i kojącej. Uklęknąłem przy łóżku z nabożnym lękiem i głośno kontynuowałem modlitwę, ostatnie we­zwania ostatniej tajemnicy chwalebnej różańca.
Gdy zbli­żałem się do końca, chora zaczęła spłycać oddechy, a gdy doszedłem do ostatniego paciorka, Eleonora umarła. Klę­czałem tam przy niej, nie wiedząc co począć. Zawstydzo­ny, że mogła tak po prostu umrzeć, jakby moje przeczucie było dla niej wyrokiem. A ja przecież nie mogłem tego przewidzieć.


To było niedorzeczne. Leżała nierucho, twarz miała jasną, rysy wygładzone, jakby wszystkie lęki nagle ustąpiły. A przecież nie zrobiłem nic. Oczywiście, nie podejmowaliśmy nigdy reanimacji w przypadku cięż­kiej terminalnej choroby nowotworowej. Ale coś takiego? Umarła tak jakby czekała z tym tylko na mnie. Bezradnie dźwignąłem się na nogi i spojrzałem za okno.
Zawierucha ucichła, pojaśniało, czerwienie jesieni rozlewały się pod falującymi lekko drzewami. Gdy wyszedłem z jej sali, pielęgniarki powiedziały mi, że nie było żadnej burzy. Nikt też nie stukał w drzwi sali, w której umarła Eleonora. Cóż mogę dziś napisać o tym. To była jedna z najbardziej zagadkowych śmierci, przy których przyszło mi być.


A gdy czegoś nie można wytłumaczyć naukowo, trzeba pochylić głowę i uznać, że człowiek jest zbyt głupi i mały, by zbliżyć się do ta­kich rzeczy. Działy się, dzieją i będą się dziać. Świętych obcowanie.
 Naukowo niemierzalna obecność. Czy znajdzie się na świecie takie laboratorium, taki aparat medyczny, który potwierdzi kiedyś to zjawisko? Na pewno nie. Bo wtedy daremny byłby wysiłek wiary i poświęcenie człowieka, który nie widząc celu, do którego zmierza, idzie uparcie za Bogiem przez burze i nawałnice swojego ży­cia. Eleonora tak właśnie zrobiła. Jej córka następnego dnia powiedziała mi, że Eleonora całymi latami modliła się na Różańcu. W ostatniej godzinie życia stoczyła swo­ją walkę, a ja byłem tego świadkiem.


Maryja przyszła po nią tak, jak jej obiecała. Bo każdy paciorek różańca to prośba i obietnica.

^^^

CDN, Cz. 2. :STANDARDOWA PROCEDURA

DIĘKUJEMY PANU DOKTOROWI!!!

OD RED. naszepismo.pl i Nasze Pismo /dwumiesięcznik. Cieszymy się wraz Tymi, którzy już wiedzą, że Lekarz, który swoje pasje zawdzięcza Bogu na nasze łamy powrócił, a był długo z nami i zawsze życzliwy. Z archiwum NP starsze egzemplarze oglądamy – to tam i wtedy artykuł kapitana Pana Doktora zaczynaliśmy tytułem „Lekarz, który swoje pasje zawdzięcza Bogu

A oto numery NASZEGO PISMA /DWUMIESIĘCZNIK/ W SŁUŻBIE OJCZYZNY I POLONII: Nr  2(72)/2015, 3(73)/2015, 4(74)/2015, 6(76)/2015, 1(77)/2016, 4(80)/2016, 5(81)/2016, 6(82)/2016, 3(91)/2018, 4(92)/2018, 5(93)/2018,6(94)/2018, 1(95)/2019, 2(96)/2019,  3(97) /2019, 4(98)/2019, 5(99)2019 roku , I Z TEGO JESTEŚMY DUMNI !!!

Redaktor Antoni J. Jasiński

######################### np.pl ########################

Śledź i polub nas:
5 komentarzy

Dodaj Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *