BOLESNE, STARE RANY! Co sie stało z nagrodą księdza Jerzego?

Z cyklu odświeżanie pamięci

50 tysięcy dolarów to była w owych czasach kwota ogromna. Nawet jesli miala być ona podzielona na trzech, to każda część (ok. 17 tys. dolarów) była większa, niż. suma zarobków Polaka przez całe życie….

Z BLOGU PANA ANDRZEJA GELBERG’A

Co się stalo z nagrodą księdza Jerzego?

W GDAŃSKU -BŁOGOSŁAWIONY KAPELAN LUDZI PRACY (w środku)

Póżną jesienia 1986 r. w kilku tytułach drugoobiegowej prasy ukazały si krótkie notki informujace o tym, ze kapituła nowo powstalej Fundacji im. Roberta Kennedy’ego przyznała nagrody Praw Człowieka (Human Rights).

undefined
Lauret ADAM

Pierwszymi laureatami zostali Polacy: intelektualista – Adam Michnik oraz robotnik – Zbigniew Bujak …..

Ilustracja
Lauret ZBIGNIEW
undefined
LAURET – MĘCZENNIK JERZY

I pośmiertnie, zamordowany dwa lata wcześniej kapłan – ksiądz Jerzy Popieluszko.

Na zorganizowanej z tej okazji uroczystości w Waszyngtonie, nieobecnych laureatów, którzy oprócz dyplomów mieli otrzymać również nagrodę pieniężna. ( 50 tysiecy dolarów), reprezentował Czeslaw Miłosz.

Gdy wiosną 1991 r. do redakcji „Tygodnika Solidarność”, gdzie pracowałem jako reporter, przyszedł list z Wolsztyna, w którym miejscowy ksiądz pytał, co stało sie z nagrodą Kennedy’ego dla księdza Jerzego – postanowiłem sprawę zbadac i wyjaśnić. Pierwsze kroki skierowałem do ambasady Stanów Zjednocznych. Attache prasowy, którego poprosiłem o namiary Fundacji (nie bylo jeszcze wtedy internetu), okazał się człowiekiem bardzo uprzejmym. Zaproponował przeslanie mu pytań do Fundacji, które on skieruje do adresata, a gdy przyjdzie odpowiedź, niezwłocznie mnie o tym powiadomi. I po tygodniu otrzymałem odpowiedź, że w maju 1987 r. odbyła się w ambasadzie USA – z okazji pobytu w Warszawie senatora Edwarda Kennedy’ego – niejako powtórna uroczystość wręczenia nagród Fundacji. Z tekstu należało się domyśleć, że w uroczystości musieli wziąć udzial laureaci. Ale czy wszyscy i kto reprezentował ksiedza Jerzego?

Co do nagrody finansowej odpowiedź byla równiez pozbawiona szczegółów: wszystko odbyło się zgodnie z regulaminem nagrody Human Rights. Postanowiłem dotrzeć do rodziców księdza Jerzego. Udałem się do zoliborskiego kościoła, gdzie ksiądz Jerzy był wikarym i w stanie wojennym odprawiał raz w miesiącu, gromadzące tłumy warszawiaków, Msze Święte w intencji Ojczyzny, za co został bestialsko zamordowany i gdzie znajduje sie jego grób.

Patron księdza Jerzego, proboszcz Teofil Bogucki już nie żył, zastąpił go ks. prałat Zygmunt Malacki, ale msze swięte w intencji Ojczyzny były kontynuowane. Gdy wyjaśniłem młodemu wikaremu z czym przychodze, ten poradził mi, żeby zamiast jechać na Podlasie do wsi Okopy, przyjść za tydzień na msze za Ojczyznę, bo jest więcej niż pewne, że wezmą w niej udział rodzice księdza Jerzego. Okazało się, że miał rację. Gdy po tygodniu dotarłem na Żoliborz, przed kościołem były już tlumy. Odszukalem wikarego, a ten przekazał mi, że rodzice księdza Jerzego wiedzą o tym, że dziennikarz „Tygodnika Solidarność’ chce zadać im kilka pytań. Na rozmowę będzie czas po mszy, mam stać w tym samym miejscu, on mnie odszuka i zaprowadzi do rodziców.

Tak też się stało. Przeciskając się przez tłum i trzymając mnie za rękę, wikary zaprowadził mnie do stojącego obok koscioła domu parafialnego, gdzie na pierwszym piętrze, przy długim stole siedziało kilkunastu księży (w tym dwóch biskupów), a także rodzice księdza Jerzego oraz jego starszy brat Józef. Gestem wskazano mi miejsce między dwoma księzmi i zanim zdołałem ochłonąć, na stole pojawiła się pomidorowa, a po jakimś czasie drugie danie. Przy stole panowało absolutne milczenie i dopiero, gdy obsługujące zakonnice podały kawę, ksiądz Malacki przerwał ciszę stwierdzając: – Jest wsród nas pan redaktor, który chce zadać pare pytań naszym ukochanym rodzicom księdza Jerzego.

Włączyłem magnetofon i zadałem pierwsze – i jak się okazało jedyne – pytanie: czy otrzymaliście państwo nagrode Praw Człowieka im. Roberta Kennedy’ego przyznaną posmiertnie waszemu synowi?

– Panie redaktorze – matka księdza Jerzego nie ukrywała zdenerwowania – niech pan napisze, że nic nie dostaliśmy. Ludzie nam nie wierzą, wielu myśli, że śpimy na dolarach, musieliśmy sprawić sobie dużego, złego psa, bo boimy się, że przyjdą jacyś nas rabować i będą przypalać żelazkiem. A my nic nie mamy, nawet nie zaprosili nas do ambasady, bo podobno nie mieli adresu.

Ale potem jakoś go zdobyli, bo przeslali nam statuetke i album ze zdjęciami rodziny Kannedy. Ksiądz z naszej parafii, który zna prawdę, powiedział nawet z ambony, że żadnych dolarów nie dostaliśmy, ale mało to niedowiarków. Niech pan napisze prawd, nam już nie chodzi o to co się stało z tą nagrodą, chcemy mieć tylko spokój.

Laureaci! Pozostała jeszcze rozmowa z laureatami. Pierwszy telefon wykonałem do Zbyszka Bujaka. – Cześć Zbyszek – zaczałem rozmowę – byłeś jednym z trzech, którzy kilka lat temu otrzymali nagrode Praw Człowieka im. Roberta Kennedy’ego. Czy wiesz co się stało z nagrodą dla spadkobierców księdza Jerzego? Po kilku sekundach ciszy Zbyszek zasyczał: – Ja cię zniszczę, jak swoim pisaniem skrzywdzisz rodziców księdza Jerzego…. – Spokojnie Zbyszek, właśnie wczoraj rozmawiałem z nimi i działam wlaściwie w ich imieniu, powiedz mi….uslyszałem trzask odkładanej słuchawki. Już tylko dla porządku moje wielokrotne próby telefonowania do „Gazety Wyborczej”, zostawianie własnego numeru telefonu, okazały się bezskuteczne. Michnik nie chciał ze mna rozmawiać.

Zamiast epilogu

Pozostało mi tylko już tylko napisać tekst. Niemal nie zawierał przymiotników, a już w żadnym wypadku jakichkolwiek moich ocen, sugestii czy hipotez – suche sprawozdanie z wykonanych czynności, treść pytan i odpowiedzi amerykańskiej Fundacji, a także nagrane wypowiedzi moich rozmówców. Gdy położylem go na biurku redaktora naczelnego (był nim wtedy Jarosław Kaczynski), przeczytał go blyskawicznie, a potem przez dluższą chwilę milczał, by w końcu powiedzieć: – Nie możemy tego wydrukować. – Dlaczego? – spytałem. – Bo będzie to woda na młyn komuchów, oni coraz bardziej podnoszą glowę, a tekst pokazujący, że ludzie Solidarności zdolni są do nieczystych zagrań, będzie dla nich prezentem.

Refleksja po latach

Dzisiaj, po latach, myślę z rozbawieniem, ale również z sentymentalną sympatią o ówczesnej decyzji Kaczyńskiego. Przypomnę: był to początek 1991 r. i Jarkowi, nie tylko z powodów politycznych zależalo na obronie wizerunku „ludzi Solidarności”, szerokiego środowiska do którego sam przecież należał. Zresztą późniejsze lata odsłoniły wydarzenia znacznie gorszesze od opisanego. Natomiast na pytanie zawarte w tytule nie udało się znależć „procesowej” odpowiedzi. I jeszcze na koniec informacja. 50 tysięcy dolarów to była w owych czasach kwota ogromna. Nawet jeśli miała być ona podzielona na trzech, to każda część (ok. 17 tys. dolarów) była wieksza, niż. suma zarobków Polaka przez całe życie….

Andrzej Gelberg / Dziennikarz, publicysta, byly red. nacz.Tygodnika Solidarność / 13 X 2014

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie image-35.png
ONI – Doradcy „Solidarności”

Od autora tego opracowania: Mam nadzieję, że to ułamkowo udzieli odpowiedzi na padające w komentarzach pytania dlaczego apolityczna Polonia o Błogosławinym zapomniała. Myślę, że tylko częściowo. Ale ciąg dalszy nastąpi.

Jan Kowalski/ Ilustracje i opisy dodał ADMIN

###################### np.pl #####################

Śledź i polub nas:
2 komentarze

Dodaj Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *