CZ. 5. LEKARZ ŚWIADEK CUDÓW

Motto: „Głównym celem życia jest powiększać zgodnie z naszymi zdolnościami, naszą wiedzę o Bogu i pod Jego wpływem wielbić Go oraz Mu dziękować”. J.R.R. Tolkien

AUTOR: DR ANDRZEJ CHODACKI

Książka „Lekarz Świadek Cudów”, której autorem jest dr Andrzej Chodacki została wydana nakładem Wydawnictwa Petrus z Krakowa – rok wydania 2023 ( wznowienie 2024): https://www.wydawnictwopetrus.pl/

ZOBACZYMY, KTO MOCNIEJSZY?

1,

On sobie nie życzy

Wyskoczył na mnie naprawdę mocno. Obrzucił obe­lgami Kościół i księży, a potem dodał, że „on sobie nie życzy”. A przecież chciałem tylko chwilę porozmawiać, bo pan Aleksander, mój pacjent z szóstki, miał dwa nowotwory złośliwe, więc właściwie nie było dla nie­go ratunku. Szykowałem się więc, by w odpowiednim momencie przyjść mu z pomocą, bo to była moja rola w oddziale.

Zawsze wiedziałem co mówić do najciężej chorych i nie miałem żadnych oporów, by przesiadywać przy ich łóżku godzinami. Jednak w przypadku pana Aleksandra moje metody zawiodły już na samym początku. Sponiewierany słownie przeprosiłem chorego i wycofałem się kończąc zdaniem:– Może kiedyś zechce pan wrócić do tej rozmowy.

A następnie zrobiłem jedyną mądrą rzecz, jaką przy­szła mi do głowy –poprosiłem Boga o pomoc.

Zobaczymy kto mocniejszy? – tak wtedy pomyśla­łem. Wiedziałem to dobrze, pacjent wkrótce miał się o tym przekonać osobiście. Wróciłem do niego z wypisem (oczywiście zażądał wypisu z oddziału natychmiast na własne żądanie). Pa­cjent stał obok łóżka z opuszczoną głową, a dreptająca obok żona powtarzała ciągle:

– Panie doktorze, to naprawdę jest dobry człowiek.

– Nigdy nie twierdziłem inaczej – odparłem i poda­łem mu dokumenty, potem uścisnąłem dłoń. – Niech pana Bóg błogosławi.

 Gdy wychodziłem z jego sali, rozpierała mnie radość. Zaczyna się. Wstyd zbawczy. Dokładnie to zobaczyłem na obliczu ciężko chorego Aleksandra. Zaczyna się to, co mnie tak fascynuje w pomaganiu ludziom – gdy sprawy w swoje ręce bierze sam Bóg. 

Walka rozpoczęta

Pan Aleksander wracał do nas regularnie co kilkana­ście dni z ciężką anemią. Często trafiał na moją salę, sta­rałem się być dla niego dobry i czekałem spokojnie na rozwój wypadków. Przetaczałem mu krew, uśmierzałem ból, towarzyszyłem jemu i żonie w trudnych chwilach. Cały czas jednak wiedziałem, że Bóg już rozpoczął walkę o tego człowieka i tylko kwestią czasu pozostaje przemia­na, która po prostu musi się wydarzyć. Wtedy pojawił się ten ksiądz. Przyjechał do naszej parafii, by zapowiedzieć misje, które miały się rozpocząć za kilka miesięcy. Mówił o sobie, że pracuje z umierającymi i właściwie w swojej homilii poświęconej temu tematowi potwierdził wszyst­ko, co już wiedziałem i co robiłem codziennie wobec umierających pacjentów. Po mszy świętej rozprowadzał płyty wideo z radami, jak rodzina powinna zachowy­wać się wobec ciężko chorego, umierającego człowieka. Oczywiście kupiłem jedną i przy nadarzającej się okazji wręczyłem żonie pana Aleksandra. Od tej pory walka przybrała nowy wymiar. Aleksander łagodniał i nie było to spowodowane utratą sił. Mężczyzna coraz chętniej przyjmował moje uwagi, zdawkowe napomknięcia, prze­kierowania na tematy zbliżone do wiary, choć robiłem to ostrożnie, bo nie chciałem go zniechęcić. I przyszedł wreszcie ten wieczór… Chcę się wyspowiadać.

Nie muszę nikomu tłumaczyć, że pan Aleksander nie był u spowiedzi od kilkunastu lat. Nakłanianie go do tego nie miało sensu, bo potrzeba otwarcia duszy przed Bogiem musi płynąć z głębi serca każdego człowieka. Jak wspomniałem, pan Aleksander słabł. Nie chodzi mi o chorobę, bo ta oczywiście wyniszczała jego ciało z każ­dym tygodniem, ale widać było, jak słabnie jego opór przed miłością Boga. Coraz częściej się zamyślał, a gdy mówiłem o Jezusie, nie odpowiadał już agresją. I przy­szedł ten wieczór, gdy usłyszałem od niego upragnione słowa:

– Chcę się wyspowiadać, zrobię to

Nie wiedziałem, gdzie mam biec, czy skakać z rado­ści? Natychmiast zadzwoniłem do księdza kapelana, a tu nagle przeszkoda – ksiądz na wyjeździe, najwcześniej przyjdzie do chorego rano.

Trzeba zaufać. Bóg podjął walkę o tego człowieka, to Bóg ją dokończy. Od chwili pierwszej rozmowy z pa­nem Aleksandrem minęło około pół roku. Długi czas przeżycia, jak na dwie śmiertelne choroby bez możliwo­ści leczenia przyczynowego.

–  Tyle miesięcy trzymałeś go Panie przy życiu – po­myślałem – to przetrzymasz jeszcze jedną noc.

I tak się stało. Rano przybył ksiądz kapelan, a pan Aleksander wyspowiadał się. Jeszcze dwa tygodnie roz­mawialiśmy o Chrystusie, słuchał uważnie, włączając się czasem z jakąś uwagą. Potem umarł w spokoju, w nocy, bez bólu i duszności. Umarł tak spokojnie, choć wielu chorych z takimi rozpoznaniami umierało wśród bólu i duszności. Bóg dokończył swoje dzieło, tak jak obiecał.

DR ANDRZEJ CHODACKI

Dr Andrzej Chodacki

Dr Andrzej Chodacki ordynator Oddziału Chorób Wewnętrznych Szpitala Parczew.

 Autor dwunastu książek własnych z poezją i prozą, współautor ponad trzydziestu innych książek i albumów fotograficznych

Laureat pięćdziesięciu pięciu konkursów literackich i fotograficznych. Publikował w licznych magazynach literackich w Polsce i na całym świecie. (Vide cz.1CDN.

####################### np.pl #######################

Śledź i polub nas:
Jedenkomentarz

Dodaj Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *