Od Moczadeł po Australię, czyli dzieje rodziny Balcerzaków

CZĘŚĆ 5. i 6.

Musieli mieszkać pod jednym dachem z niemieckimi gospodarzami Moczadeł

Autor:  Łukasz Rewers

CZĘŚĆ 5.

Większość Polaków czytało Zemstę Aleksandra Fredry oraz oglądało Samych swoich w reżyserii Sylwestra Chęcińskiego. Dzieła te, w sposób komiczny, przedstawiają dzieje sąsiadujących ze sobą rodzin. Choć możemy się śmiać z zabawnych sąsiedzkich sprzeczek Raptusiewiczów, Milczków, Pawlaków czy Karguli, to Balcerzakom nie było jednak do śmiechu, gdy musieli zamieszkać pod jednym dachem z… Niemcami.

Pewnego zimowego dnia 1945 r. w gospodarstwie Balcerzaków zjawiło się czterech niemieckich żołnierzy, w tym jeden mający na sobie cywilne ubranie. Ich zachowanie było dość dziwne. Przez trzy godziny nie odezwali się ani jednym słowem do Balcerzaków. Patrzyli raz na siebie raz na polską rodzinę. W końcu, po tych paru godzinach, zjawił się w domu pewien folksdojcz z pobliskiej wioski Wierzchy, wleczący ze sobą wycieńczonego esesmana (hitlerowiec doznał hipotermii, gdy ukrywał się za stogiem siana). Dwóch z czekających w gospodarstwie Niemców położyło go na stole przy piecu i nakryło kocem. Po jakimś czasie zaczął dochodzić do siebie, jednak, w pewnym momencie, dostał silnych drgawek. Kazimiera Balcerzak, wiedząc, że po niespodziewanym przyjściu Rosjan mogłoby grozić jej rodzinie rozstrzelanie, zaczęła błagać Niemców o opuszczenie domu. W końcu powiedziała niemieckiemu oficerowi, że powinni zanieść tego esesmana do sąsiadów – folksdojczów Maksów, którzy jeszcze się nie ewakuowali. Hitlerowiec nie chciał dać takiego rozkazu swoim ludziom.

W tym momencie zgłosił się młody Franciszek Balcerzak, który powiedział, że zaprowadzi tego prawie zamarzłego Niemca do Maksów. Oficer się zgodził. W niesieniu wycieńczonego pomógł Balcerzakowi Bronisław Jakubowski – były komornik rodziny Balcerzaków. Po dojściu do domostwa okazało się, że żona sołtysa Maksa nie chciała się zgodzić na jego przyjęcie. Balcerzak i Jakubowski zawrócili i jeszcze przez jakiś czas kręcili się po okolicy, nie wiedząc co z nim zrobić. W końcu, w obliczu realnego niebezpieczeństwa, postanowili zostawić go samego na łące. Dla Balcerzaków trudniejsze było jednak to, że po pewnym czasie zostali zmuszeni, przez Rosjan, do przyjęcia pod swój dach rumuńskich Niemców, którzy uciekli z Moczadeł. Dawnych niemieckich gospodarzy Moczadeł (Mezmerów ?) Rosjanie, na mocy pewnego komunistycznego dekretu, zawrócili do wcześniejszego miejsca zamieszkania, podobnie jak innych niemieckich uciekinierów, którzy znaleźli się na tyłach Armii Czerwonej. Życie w jednym domu z byłymi kolonistami przysparzało problemów, tym bardziej, że wielu Polaków mieszkających w okolicy (w tym Bronisław Jakubowski), chciało się srogo zemścić na Mezmerach, z powodu ich psychopatycznego zachowania. Balcerzak senior starał się jednak nie dopuszczać do takiej sytuacji. Powodem tego była ciągła obawa przed powrotem niemieckiej armii i kara jaką mogliby wyznaczyć Niemcy Balcerzakom. Oczywiście nawet takie ekscentryczne zachowanie było niebezpieczne dla rodziny. Pewnego dnia, były pracownik Mezmerów, chciał pobić swoich dawnych pracodawców, jednak Franciszek Balcerzak uniemożliwił mu to. Sfrustrowany mężczyzna znalazł jakiegoś rosyjskiego żołnierza, którego upił wódką. Powiedział mu, że Balcerzacy wstawiają się za Niemcami. Komunista natychmiast zareagował. Poszedł na Moczadła, wyciągnął z domu gospodarza i zaczął do niego mierzyć z pepeszy. Kazimiera Balcerzak, na szczęście, ubłagała go, żeby nie strzelał do jej męża. Mezmerzy zostali w końcu wysiedleni przez władze komunistyczne podczas lata 1945 roku.

Po wojnie majątek rodziny Balcerzaków został częściowo rozparcelowany. Z 32 hektarów komuniści pozwolili zachować rodzinie jedynie 18 h. Balcerzacy, po kilku latach przerwy, nareszcie mogli na nowo zadbać o rodzinną ziemię. Ciągła praca na roli nie wszystkim się jednak podobała. Znudzony rutyną młodszy Franciszek Balcerzak wstąpił do Związku Młodzieży Polskiej, a następnie do Służby Polski, aby móc dzięki temu, na jakiś czas, opuścić Moczadła. Będąc członkiem tych organizacji pomagał w odbudowie zniszczonej Warszawy od 1948 do 1950 roku. Przez ponad pół roku odgruzowywał dawne warszawskie getto.

Powyżej ^ Franciszek Balcerzak – syn gospodarza Franciszka Balcerzaka z Moczadeł 

Źródła: – Relacja ustna Andrzeja Balcerzaka z Melbourne (Australia), oparta na nagranych wspomnieniach jego ojca Franciszka Balcerzaka, zebrana przez Łukasza Rewersa w sierpniu 2021 roku. – Zdjęcie należące do krewnych Andrzeja Balcerzaka. / Łukasz Revers

###################################

Cz.6.

Karykatury jego ojca pojawiały się w lokalnej gazecie

W 1963 r. został zastrzelony przez ZOMO i SB ostatni, żyjący w zbrojnej konspiracji, żołnierz wyklęty – Józef Franczak. Działalność partyzancka wymierzona przeciwko komunistycznemu okupantowi trwała przez długie lata i nawet nasze ziemie były jednymi z obszarów działalności żołnierzy wyklętych. Co ciekawe w czasach siermiężnego stalinizmu, oprócz walki czynnej, posługiwano się również humorem, którego nie zabrakło nawet na ludowych dożynkach

Ofiarność Franciszka Balcerzaka w odgruzowywaniu Warszawy nie wpłynęła na mentalność lokalnych komunistów, którzy nadal widzieli w nim syna kułaka. Świadomość tego była bardzo dołująca i codziennie przytłaczająca. Nawet w lokalnej gazecie Balcerzak mógł zobaczyć, i to nie raz, karykaturę swojego ojca, siedzącego na worach zboża, na które patrzył się wygłodzony mieszczanin. Oczywiście nie tylko jego karykatury się tam pojawiały, lecz również i innych okolicznych gospodarzy. Odmienny stosunek do Balcerzaka mieli na szczęście jego rówieśnicy. Razem spędzali ze sobą czas, realizując przy tym wiele ciekawych, lecz czasem niebezpiecznych pomysłów. Jednym z nich było odśpiewanie na dożynkowym pochodzie bardzo humorystycznego wierszyka, żartującego nie tylko z prezydenta Bieruta, lecz również z gości ludowej uroczystości. Wiersz ten, w wersji ocenzurowanej brzmiał tak: „Na dożynki zeszła się k******* kupa: Pili, p*********, aż bolała d***. A prezydent Bierut siedział na dachu, Trzymał c**** na łańcuchu i s*** ze strachu”. Czas dziecięcych zabaw szybko jednak minął. W 1951 r. Balcerzak poszedł do tzw. wojska roboczego, gdzie oprócz przeszkolenia wojskowego, musiał również normalnie pracować. Trafił akurat do kopalni węgla kamiennego, znajdującej się niedaleko Katowic. Nie rozpoczął pracy od razu po przybyciu. Początkowo cztery dni w tygodniu poświęcał wyłącznie na ćwiczenia wojskowe, a dwa dni na słuchanie zasad pracy, poprzeplatanych wątkami komunistycznej propagandy. Niedługo potem rozpoczął płatną służbę w kopalni. Przydzielono go do pewnego starszego górnika, tzw. hajlera, który przyuczał go do pełnionej funkcji.

W późniejszym czasie Balcerzak trafił również do innych kopalni, m.in. do „Wieczorka”. Jako rębacz przeszedł kurs z obsługi maszyny górniczej „Sullivan”. Warto nadmienić, że zarobki w KWK były zależne od wyrobionej normy dziennej. Premię dostawali tzw. przodownicy pracy, którzy często pracowali tyle samo co inni górnicy. Z niejasnych powodów przypisywało się im zadania, wykonane przez innych robotników. Ponadto zdarzało się, że uczciwym pracownikom, pracującym ponad własne siły, zabierano część premii, przydzielając ją następnie osobom odpowiedzialnym za nałożenie górnikowi dodatkowych zajęć. Wraz z rozpoczęciem pracy przez Balcerzaka zmienił się również jego podział dnia. Zaczynał swoją górniczą posługę o godzinie 6:00, a kończył o 14:00. Następnie wracał do koszar na ćwiczenia.

Pewnego dnia młody Balcerzak dostał telegram z informacją o ciężkiej chorobie jego matki. Wiadomość mocno go przestraszyła. Poprosił swojego przełożonego o kilka dni urlopu. Dowódca wyraził zgodę. Po powrocie do domu okazało się jednak, że Kazimiera Balcerzak jest zdrowa. Powód napisania tak przejmującej wiadomości był całkowicie inny. Otóż parę dni przed wysłaniem telegramu jej męża ponownie wtrącono do więzienia, po sądzie pokazowym, za niedostarczenie absurdalnych kontyngentów rolniczych. Gospodarstwo pozbawione swojego gospodarza zaczęło coraz bardziej podupadać. Potrzebny był ktoś, kto mógł zaprowadzić na Moczadłach porządek. Z powodu panującej wówczas cenzury, Balcerzakowa nie mogła wprost napisać o co jej tak naprawdę chodziło. Wymyśliła więc mały podstęp na ściągnięcie syna do domu. Franciszek, wiedząc, że za niedługi czas będzie musiał wracać na Śląsk, postanowił, że pojedzie do Konina do przewodniczącego lokalnej PZPR z prośbą o ułaskawienie ojca. Niestety nic to nie pomogło.

Powyżej ^^ Franciszek Balcerzak jako górnik (1953 rok)

Łukasz Rewers

Źródła: – Relacja ustna Andrzeja Balcerzaka z Melbourne (Australia), oparta na nagranych wspomnieniach jego ojca Franciszka Balcerzaka, zebrana przez Łukasza Rewersa w sierpniu 2021 roku. – Zdjęcie należące do krewnych Andrzeja Balcerzaka.

Cdn.

###################################

np.pl

Śledź i polub nas:

Dodaj Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *