Kiedy hiszpankę zwano bolszewicką chorobą

AUTOR: ŁUKASZ PERZYNA

WALKA

Pandemia koronawirusa utrudnia nam świętowanie stulecia Bitwy Warszawskiej. Ale bohaterowie wydarzeń, które czcimy – zarówno odzyskania niepodległości w listopadzie 1918 r. jak jej skutecznej obrony na polu walki w sierpniu 1920 r. – mieli jeszcze poważniejszy problem z grypą hiszpanką.

Przetoczyła się przez cały świat, pochłaniając więcej ofiar niż bezpośrednie działania wojenne. Jak złowrogi cień i niewidzialny wróg towarzyszyła przyjazdowi Piłsudskiego z Magdeburga i rozbrajaniu Niemców w Warszawie, pierwszym wolnym wyborom do Sejmu Ustawodawczego, wreszcie zaś rozstrzygającej o utrwaleniu niepodległości wojnie obronnej z bolszewikami. Doskonały wiersz poety z grupy Skamander Jana Lechonia o Piłsudskim kończy się na pozór tylko zagadkowymi słowami: A on mówić nie możeMundur na nim szary.

Owacyjnie witany przez warszawiaków Józef Piłsudski nie mógł przemawiać, bowiem cierpiał na ostrą infekcję gardła i obawiał się, że wobec osłabienia organizmu zapaść może na grypę hiszpankę.

Pandemia hiszpanki zaczęła się pod koniec I wojny światowej i trwała do 1920 r. Nie oszczędziła Polski. Sama nazwa jest zawodna. Śmiercionośna i złośliwa odmiana tak popularnej choroby nie rozwinęła się wcale w Hiszpanii, tylko narodziła w Stanach Zjednoczonych. Jednak ponieważ Hiszpania nie była krajem wojującym, bo w wojnie światowej później zachowała neutralność, nie obowiązywała tam cenzura wojskowa więc wiadomości o nowej pladze gazety podawały otwarcie. Stąd mylne wrażenie, że w iberyjskiej monarchii ofiar wirusa było więcej niż gdzie indziej, chociaż pozostaje faktem, że zachorowania nie ominęły tam nawet rodziny królewskiej.

Hiszpanka nie narodziła się też na frontach, tylko w jednym z obozów wojskowych za Oceanem, w stanie Kansas. Żniwo śmierci zebrała jednak w ogarniętej wojną Europie, gdzie warunki sanitarne były okropne, brakowało żywności i lekarstw. Żołnierz brodzący w wodzie rozmiękłych okopów, nierzadko pośród ciał towarzyszy walki, pozostawał bezradny wobec wirusa.

Ofiarami choroby masowo padali też wygłodzeni cywile. Takiej klęski nie notowano od czasów czarnej śmierci, jak nazwano plagę dżumy z lat 1347-50. Wymiotła jedną trzecią populacji Europy. Temu, że ominęła Polskę – zawdzięczaliśmy bujny rozwój z czasów ostatniego Piasta Kazimierza Wielkiego, Andegawenów i Jagiellonów, który postawił Polskę wśród ówczesnych mocarstw.

W latach 1918-20 było już inaczej, ale słabe utrwalenie się hiszpanki w polskiej historii wynika z faktu, że była jednym z wielu nieszczęść, obok wojennych zniszczeń i rzezi, głodu i przesiedleń. Dlatego jak zauważa prof. Włodzimierz Borodziej: „Po hiszpance (..) w naszej świadomości nie zostały żadne ślady (..). Brak wiarygodnych danych statystycznych deformuje naszą pamięć: nie zapisaliśmy tej traumy, bo nie została nazwana. Co nie znaczy, że polska hiszpanka była mniej śmiercionośna”.

W Warszawie na hiszpankę w latach 1918 – 1920 umarło 2 tys ludzi na 820 tys mieszkańców. W liczącym 180 tys. ludności Krakowie na „hiszpańską influenzę” umierało jesienią 1918 roku – według dziennika „Czas” – nawet do stu osób tygodniowo. Podobnie we Lwowie, ówczesnej galicyjskiej stolicy – liczba zgonów na 200 tys ówczesnych mieszkańców dochodziła w kolejnych tygodniach do setki.

Właśnie we Lwowie pod koniec 1918 r. prasa powiadamiała o masowych zachorowaniach wśród uczniów szkół średnich, zamykaniu placówek oświatowych czy rodzicach nie posyłających dzieci do szkoły. Zauważmy jednak, że nie przeszkodziło to nastoletnim często Lwowskim Orlętom wyzwolić miasto i dzięki dotrwaniu do odsieczy – zachować je dla Polski.

Według badacza Łukasza Mieszkowskiego w sumie hiszpanka zabrać miała na zawsze z Polski ćwierć miliona osób z zachorowało na nią do 6,5 mln.   

Inaczej niż inne odmiany grypy hiszpanka zabijała najłatwiej chorych z przedziału wiekowego 20-40 lat. I łatwo się przenosiła.Ze wschodu wraz z wrogimi armiami nadciągały też inne choroby, od stycznia do marca 1919 r. do szpitala w Wilnie przyjmowano codziennie 600 chorych na dur plamisty, tylu, co przed I wojną światową… rocznie. Jak konstatuje Andrzej Krajewski – wraz z bolszewikami przyszły też do nas epidemie. Pozostaje faktem, że hiszpankę nazywano też „wołynką”, „ukrainką” albo wręcz „chorobą bolszewicką”, jak zauważa Magdalena Kowalczyk. Służby sanitarne długo jednak zajęte były raczej walką z tyfusem, a hiszpanka pojawiała się jako dodatkowy dla nich problem. 

W USA jesienią 1918 r. wprowadzono obowiązek noszenia masek ochronnych przez służby medyczne i policjantów, ostrzegano przed wtapianiem się w tłum i pluciem na ulicy oraz używaniem wspólnych ręczników i naczyń. Również w Polsce do walki z hiszpanką zaangażowano policję, m.in. we Lwowie i Kielcach, bo zdarzały się wypadki ukrywania chorych. Nastroje musiały być bliskie paniki, skoro w Krakowie służby magistrackie oświadczały oficjalnie, że nieprawdą jest, jakoby zwłoki ofiar hiszpanki czerniały, a choroba nie ma nic wspólnego z dżumą. Chłopi frasowali się, czy choroba nie przerzuci się na zwierzęta gospodarskie.

W galicyjskiej Krużlowej, tej samej wsi z której pochodzi słynna przepiękna rzeźba Madonny, w parafii odbywało się po kilka dziennie pogrzebów ofiar hiszpanki. W wielu domach nie miał kto strawy ugotować, albowiem chorowali wszyscy – alarmował ludowy tygodnik „Piast” w nr 41 z 13 października 1918 r. Zaś pod Wieliczką szalała nie tylko hiszpanka ale i czerwonka. 

Pomimo tak trudnych warunków, w Polsce – tam, gdzie nie trwały walki, a rozciągała się już rodzima administracja – 26 stycznia 1919 r. przeprowadzono w pełni demokratyczne wybory do Sejmu ustawodawczego. Epidemia hiszpanki nie zaszkodziła frekwencji, która okazała się imponująca. Udział w głosowaniu wzięło bowiem 77 proc uprawnionych. Dla uwiarygodnienia Polski jako świeżej demokracji. dla uznania jej niepodległości i korzystnych granic miało to kolosalne znaczenie. Porównajmy to ze współczesną frekwencją…      

Problemy dzielnie zmagających się z epidemią lekarzy bardzo przypominały te dzisiejsze z COVID-19. Jak relacjonował walkę z pandemią z lat 1919-20 Szczęsny Bronowski: „W Szpitalu Wojskowym Mokotowskim zanotowaliśmy 35 przypadków bezpośredniego zakażenia się chorych innej kategorii od chorych na grypę (..). Zapadania jednak całej sali nigdy nie widzieliśmy, chorzy grypowi leżeli na salach ogólnych, ale obszernych i dobrze przewietrzanych. Działo się tak jednak w koszarach, w lokalach fabrycznych, szkołach i.t.d. czyli większych zbiorowiskach ludzkich zanieczyszczonych i źle wietrzonych”. 

Chociaż równocześnie, jak pisze Jan Wnęk: „Epidemia grypy atakowała polskie wojsko. Badania nad etiologią grypy hiszpanki prowadził Stefan Sterling-Okuniewski z Departamentu Sanitarnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Realizował je wśród oddziałów wojskowych przebywających nie na wojnie, lecz w garnizonach, ustalając, że śmiertelność nie była zbyt wysoka. Żołnierzy szczepiono szczepionką (wyrobu Centralnego Zakładu Epidemiologicznego) (..). Jak dziś wiadomo, szczepionki przeciw grypie wynalezione w okresie pandemii niewystarczająco chroniły przed zachorowaniami. Zachorowania żołnierzy na grypę hiszpankę wzbudzały szczególną bojaźń w okresie wojny polsko-bolszewickiej. Choroba zmniejszała liczebność wojsk i ich sprawność bojową”.

Nie udaremniła jednak warszawskiego zwycięstwa. Po latach przychodzi zmierzyć się z czarną legendą wykreowaną przez nacjonalistyczną historiografię rosyjską, przypisującą Polakom tak złe traktowanie jeńców bolszewickich, że masowo umierali.  Naprawdę jednak było inaczej: zapadali masowo na choroby, w tym śmiercionośną hiszpankę, za sprawą fatalnych warunków sanitarnych, jakie mieli u siebie. Komisarze zadbali bowiem o ideologię, ale nie o wyżywienie czy niezbędne medykamenty. Do polskich obozów jenieckich trafiał więc żołnierz chory, wygłodzony i zarobaczony, w letnim mundurze z czasów bitwy warszawskiej, który później już nie chronił go przed zimnem.

Przy wymianie jeńców po ryskim traktacie pokojowym (1921 r.) rzeczywiście nie powróciło z niewoli tylu sołdatów, ilu się w niej znalazło, ale poza chorobami zakaźnymi – które trapiły również polskie wojsko – była inna jeszcze tego stanu rzeczy przyczyna: tysiąc jeńców wolało zostać w Polsce, inni wybrali kraje, z których pochodzili, od Czech po Łotwę. Wielu nie kwapiło się wcale repatriować do komunistycznego raju, bo zbyt dobrze już go znali. Przy okazji wymiany jeńców przedstawiciele rosyjskiego rządu bolszewickiego – chociaż naprawdę nie musieli tego robić – dziękowali kapitanowi Władysławowi Gablerowi, komendantowi szpitala wojskowego w obozie jenieckim w Strzałkowie za uratowanie nawet 3 tys. ciężko chorych pacjentów. Pochodzący z Poznania kpt. Gabler przeprowadził tam skuteczną dezynfekcję i dezynsekcję oraz sprawnie oddzielił chorych na hiszpankę od tych, co zapadli na tyfus, żeby się nie zarażali nawzajem.  

  Zaś pandemia hiszpanki ustąpiła wkrótce wraz z innymi koszmarami kończącej się wojny. 

ŁUKASZ PERZYNA

*******************

Od red.: naszepismo.pl

UWAGA!

Tak było sto lat temu! Ale postęp medycyny chroni nas przed tragedią  – zapewniał Polaków Serwis ZDROWIE.pl w dniu 04.01.2019. pisząc, że:  

Sto lat temu grypa hiszpanka zabiła co najmniej 50 milionów osób na całym świecie. Była to najbardziej śmiercionośna epidemia w najnowszych dziejach ludzkości. Pojawienie się podobnego patogenu jest niemal pewne, ale dziś już raczej nie spowoduje tylu śmiertelnych ofiar. .Postępowanie w przypadku epidemii jest też dziś zupełnie inne niż sto lat temu. Jednocześnie z wdrażaniem leczenia, sekwencjonuje się genom wirusa, by poznać jego strukturę i stworzyć szczepionkę.  – Przypomnijmy, że wykrycie patogenu odpowiedzialnego za epidemię hiszpanki trwało 12 lat. A my w ciągu miesiąca możemy poznać strukturę genetyczną wirusa i w ciągu trzech miesięcy podjąć produkcję szczepionki. Pamiętajmy, że najskuteczniejsza obronę przed grypą stanowi szczepienie – stwierdza dr Grzesiowski. 

Można więc sobie wyobrazić hipotetyczną sytuację, że gdy w przyszłości na jednym z kontynentów zaatakuje nas wyjątkowo zjadliwy wirus, tak jak było z wirusem świńskim, jest szansa, że w ciągu kilku miesięcy od jego pojawienia się, będziemy w stanie szczepić tych, którzy się jeszcze z nimi nie zetknęli, albo jak w przypadku Eboli, wytworzyć surowicę odpornościową„.

HISZPANKA
UWIĘZIONY

I już nic nie zdziwi, że takie informacje jak powyżej sprawiają, że ½ obywateli RP  wyobraża sobie „HISZPANKĘ” według rys,. Krzysztofa „Rosa” Rosieckiego. A druga ½ narzeka na Koronawirusa, że obiera mu wolność….

&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

Śledź i polub nas:
4 komentarze

Dodaj Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *