Cz.2. BAL W HOTELU „POLONIA”

STRONA TYTUŁOWA KSIĄŻKI: BAL W HOTELU „POLONIA

Autor: Lidia Waluk Legun

(…)

Polska przeżywała trudny okres na przełomie 1945 i 1946 roku. Porozumienie w Jałcie umieszczało ją w radzieckiej strefie wpływów, co  miało być potwierdzone przez naród poprzez „powszechne, wolne i tajne” głosowanie.  Zadaniem dyplomatów amerykańskich i brytyjskich było czuwanie nad prawidłowym przebiegiem głosowania. Rząd w Lublinie przekształcał kraj politycznie i ideologicznie.  Obywatele zachodni stali się  niewygodnymi osobami, które mogły zaszkodzić oficjalnej propagandzie.  W Polsce utworzono pomocniczy organ milicji ORMO.  W ciągu dnia na rogach ulic dookoła Hotelu Polonia stali żołnierze radzieccy w opaskach milicji wojskowej, a przez pierś mieli przewieszone pistolety maszynowe. Nikogo nie zaczepiali i starali się być być niewidoczni.

Pewnego dnia dyplomaci zobaczyli na każdym piętrze hotelu kobiety, które rzekomo miały udzielać odpowiedzi i spełniać życzenia gości. W rzeczywistości obserwowały one,  kto wchodzi i wychodzi z pokojów i  robiły notatki. Wyczuwało się napięcie w mieście. Zaprzyjaźniony windziarz w hotelu Polonia powiedział cicho do dziennikarza: „Jak by co, to zaczniemy od nowa. Broni jest dość.”

Kiedy Valcini przybył do Warszawy było tam jedynie sześciu korespondentów zagranicznych: Marshall z Francji, Allen z USA, Anglik Selby, Cang z Manchester Guardian i przedstawiciel Czechosłowacji. Poza tym przebywała tam grupka dziennikarzy, goście rządu i przedstawiciele kilku czasopism:  Bloom z  Johanesburga, Piniewski z Detroit,  Molski -korespondent czasopisma „The Protestant”, Hindus z Madras i Dunka, zagorzała zwolenniczka marksizmu.  Z korespondentów najlepiej poinformowany był Amerykanin Allen, zaś wśród dyplomatów był nim ambasador Czechosłowacji Józef Hejret. W tym czasie w Warszawie znajdował się również pewien dyplomata belgijski wraz ze swoim przyjacielem, który przysłany przez dużą spółkę z Brukseli chciał odzyskać ogromne kapitały zainwestowane przed wojną w Polsce. Wychodził z hotelu rzadko, ale  był dziwnie dobrze poinformowany o wszystkim. Ukazywały się trzy ważne dzienniki Głos Ludu, Wieczór Warszawy – oba prorządowe oraz gazeta opozycyjna Gazeta Ludowa. Przydział papieru  dla tej ostatniej  był tak mały że redakcja apelowała do czytelników, aby po przeczytaniu przekazywali ją innym.

Zagraniczni dyplomaci zadawali sobie pytanie, co stało się z polską arystokrację. Stopniowo informacje o niej zaczęły napływać. Jeden z potomków hrabiego Józefa Tyszkiewicza został zastrzelony przez gestapo w Warszawie. Ostatni potomek rodziny Walewskich hrabia zginął w czasie powstania. Przywódca Powstańców Warszawskich Tadeusz Bór-Komorowski był hrabią i został aresztowany przez Niemców. Wybuch wojny zastał Radziwiłłów we wschodniej części Polski. Zostali uwięzieni przez Rosjan i wysłani do Moskwy, jednak Stalin uwolnił ich na skutek interwencji dworu brytyjskiego i domu Sabaudzkiego. Książę Lubomirski i hrabia Przeździecki zajęli ważne stanowiska w dyplomacji Józefa Becka, Ministra Spraw Zagranicznych. Książę Janusz Radziwiłł osobiście interweniował u marszałka Goeringa w sprawie uwolnienia profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.   On sam wraz z żoną był aresztowany podczas powstania warszawskiego, ale później wrócił do stolicy. Jego syn Stanisław, mąż siostry Jacqueline Kennedy, oferował mu lata dobrobytu w Ameryce, ale odmówił. Polska szlachta – Radziwiłłowie, Czartoryscy, Lubomirscy, Zamoyscy, Braniccy, Sapiehowie i Sanguszkowie nie mieli już pałaców, setek tysięcy hektarów ziemi i prywatnych wojsk. Większość przepięknych pałaców w Warszawie została zburzona przez Niemców w czasie powstania warszawskiego. Pałac Radziwiłłów przy ulicy Bielańskiej przekształcono teraz na muzeum Lenina. Ignacy Potocki walczył w szeregach partyzantów w lasach nad Sanem. Po zakończeniu wojny długo nie mógł znaleźć pracy i został kierowcą ciężarówek. Przed wojną uczestniczył w pamiętnym rajdzie na 14 000 km w Afryce. Dopiero dużo później znalazł pracę bardziej odpowiedzialną. Maurycy Potocki po opuszczeniu pałacyku w Jabłonnie wyjechał za granicę do Londynu.  Barbara Czartoryska została doktorem biochemii. Arystokratki zajęły się nauczaniem angielskiego i francuskiego w gimnazjach. Pewna hrabina była gazeciarką  w korytarzu hotelu Polonia, a  jej siostrzeniec Stanisław zatrudniony był jako szofer.   Włodzimierz Czartoryski pracował jako introligator. Beata Tyszkiewicz została aktorką filmową. Stopniowo polscy arystokraci wtapiali się  w skład społeczeństwa polskiego na równi z innymi.

W marcu 1946 roku w Hotelu Polonia postanowiono zorganizować bal na cele dobroczynne Polskiego Czerwonego Krzyża.  Komitet Polskich Pań miał nadać wieczorowi międzynarodowy charakter. Korytarze, kawiarnie i restauracje zamieniono w jeden wielki salon. Zorganizowano orkiestrę i bufet. Ze strony dyplomatów dostarczono za darmo pewną ilość butelek znakomitego wina, likieru i klasycznej whiskey, które docierały do Polski pocztą dyplomatyczną.  Skrzynie butelek znakomitego wina z tajnych schowków przemytników przewożono do hotelu. Polskich władz rządowych nie zaproszono, aby nie było konieczności stosowania przepisów protokołu dyplomatycznego. Miał to być krok w kierunku normalizacji życia. Wśród dyplomatów przeważali mężczyźni, wobec czego  postanowiono zaprosić do towarzystwa Polki. Wiadomość o balu rozeszła się po mieście. Mieszkańcy próbowali zdobyć zaproszenia, choć rumienili się pytając o cenę.  Matki chciały, aby ich córki poznały wyższe sfery.  Przyjeżdżały do hotelu chcąc nawiązać rozmowę z dyplomatami. Córki również wbiegały  na wyższe piętra i pukały do dowolnych drzwi pokojów, przerywając  pracę dyplomatów. Przez drzwi zaglądały piękne, uśmiechnięte dziewczęta i oznajmiały, że  przyszły w sprawie balu. Po pięciu latach wyrzeczeń chciały się znaleźć w tym bajecznym świecie, choćby na krótki czas.

Na zebraniu szefów misji dyplomatycznych zadecydowano, że panowie nie wystąpią w smokingach,  aby nie zakłopotać polskich gości, lecz w ciemnych garniturach. Paniom natomiast polecono,  aby nie wkładały drogich sukni,  których nie mogły mieć Polki. Bal rozpoczął się punktualnie i orkiestra zagrała modne utwory –  tanga, walce i fokstroty.

Cudzoziemki z zainteresowanym obserwowały Polki.  Z ogromnym zdziwieniem ujrzały kobiety, które wyszły ze zburzonych domów, elegancko i z wielkim gustem ubrane. Wyglądały jak księżniczki przebudzone ze snu. Wystąpiły w jedwabnych pantofelkach po uprzednim oddaniu  swoich butów w szatni. W niezwykły sposób pokonały trudności znalezienia dobrych materiałów. Uszyły suknie z aksamitu, z koronki i jedwabiu i przyozdobiły je kolorowymi koralami.  Na widok takiej elegancji żony dyplomatów ze złością patrzyły w stronę mężów, którzy przekazali im ubrać się skromnie.  Jedna cudzoziemka pobiegla do swojego pokoju i po chwili zeszła w eleganckiej sukni wieczorowej. Pełni zdumienia zagraniczni goście podziwiali zapał, z jakim tańczyli Polacy, kiedy orkiestra zagrała mazurki, oberki, krakowiaki  i tradycyjne polonezy.

Po tańcach podano gorący, smaczny bigos jako niespodziankę. Podczas ostatnich szalonych nocy w restauracji „Adria” przed wojną grano słynny utwór lambeth-walk I ten utwór orkiestra zagrała na pożegnanie.

Niektórzy dyplomaci dyskretnie zaczęli odwiedzać sklepy ze starociami. Były to resztki znalezione cudem pod zburzonymi domami  arystokratów. Ludzie pozbywali się tych rzeczy, aby zakupić  żywność. W hotelu pojawili się ludzie, którzy handlowali towarami atrakcyjnymi dla cudzoziemców. Pewna delegacja przebywająca krótko w Warszawie przy wylocie małym samolotem miała kłopoty ze startem, ponieważ samolot był przeciążony srebrnymi antykami. 

Każdego dnia wjeżdżały  do Warszawy długie rzędy ciężarówek i wiejskich wozów przywożących nowych mieszkańców. W tym czasie miasto liczyło ponad 400 000 osób.

Stolica wiosną wydawała się czystsza i porządniejsza. Z wielkim poświęceniem Warszawiacy odgruzowywali miasto.  Arterie zostały oczyszczone z gruzów, a  krzyże usunięte z ulic. Ludzie odwiedzali się wśród ruin, a za szybami sklepów  widoczne były kwiaty. Dziewczęta i chłopcy znowu zaczęli z zainteresowaniem patrzeć sobie w oczy. Teatry i teatrzyki skupiały poetów, pisarzy i śpiewaków Kabarety literackie zaczęły działać. 17 stycznia otwarto ponownie teatr wystawiając dramat Juliusza Słowackiego „Lilla Weneda”. Odbyła się inauguracja otwarcia odbudowanego Muzeum Narodowego. Przy wejściu na marmurowych schodach ułożono hitlerowskie flagi, aby zwiedzający deptali je wchodząc.

Dyplomaci, którym kończył się pobyt w Polsce i którzy na początku nie wyobrażali sobie życia w kraju, gdzie zawsze trzeba było uważać aby nie potknął się o kamień zburzonego domu, nagle stawali się smutni. Przyzwyczaili się do trudności, które musieli pokonywać każdego dnia. Byli wzruszeni burzliwymi losami Warszawy. Widzieli mozolną pracę Warszawiaków, którą wykonywali w milczeniu przy odbudowie miasta. Przysłano ich tutaj, aby donosili swoim krajom o polityce i nastrojach wśród ludności, ale nie mogli oprzeć się urokowi Polaków. Kilku z nich wracało do swoich krajów z żonami Polkami. Czy były to te, które z uśmiechniętą twarzą pukały do ich drzwi i oznajmiały, że przyszły w sprawie balu, tego nie wiadomo. 

Między przedstawicielami wschodu i zachodu w Hotelu Polonia zadzieżgnęły się przyjazne stosunki.  Pożegnalne bankiety były okazją do serdecznych spotkań. Stopniowo ilość dyplomatów i dziennikarzy w hotelu  zaczęła maleć. Wracali do swoich  krajów. Nowoprzybyli młodzi urzędnicy nie orientowali się zupełnie w sytuacji Polski. Przywieźli ze soba przedwojenne bedekery I na ich podstawie poszukiwali ulic i zabytków. Pytali Ministerstwo Spraw Zagranicznych, kiedy rozpoczną się polowania na głuszca, rysia, dzika białego zająca i wilki. Coraz więcej placówek dyplomatycznych przenosiło  się do innych budynków w Warszawie.  Valcini  z żoną również w tym czasie opuścili stolicę. Jak napisał później, czuł się, jak zdrajca.

Tej wiosny 1947 roku w Warszawie pojawiły się przedziwne ptaki, niewidziane tam nigdy wcześniej.  Mieszkańcy z niedowierzaniem patrzyli na nie. Miały szarawy kolor piór, długie ogony i dosyć duże dzióby, ale nie przypominały ptaków drapieżnych.  Przelatując  z drzewa na drzewo pokazywały szeroko rozpięte skrzydła. Zawezwani ornitolodzy nie potrafili odpowiedzieć, do jakiego gatunku one należą. Później ptaki te w tajemniczy sposób znikły i nigdy się już nie pojawiły. 

Mieszkańcy mówili potem, że przelatujące ptaki widziały Warszawę z góry jako rozległe bagno….

Lidia Waluk-Legun

Na podstawie książki 

„Bal w Hotelu Polonia”

Alceo Valcini  1983

#######################################

Śledź i polub nas:
Jedenkomentarz

Dodaj Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *