BYŁAM TAM … gdzie zapada ciemność i pojawia się DIABEŁ TASMAŃSKI…
|Autor: Jolanta V. Miarka
Zapada ciemność i wyłania się ukryta strona Port Arthur. To inne miejsce po zachodzie słońca, pełne tajemnic i intryg. Gdy słońce zachodzi, wyjdź na ciemne tereny miejsca historycznego Port Arthur na 90-minutową, oświetloną latarnią wycieczkę po duchach. Podążaj za swoim doświadczonym przewodnikiem po niektórych bardziej niesławnych budynkach i ruinach Port Arthur i słuchaj żywych historii o niewyjaśnionych wydarzeniach, które zaskoczyły i zaalarmowały skazańców, wolnych osadników, żołnierzy i gości. Ponad 1000 osób zginęło w Port Arthur podczas jego 47-letniej historii jako osady karnej, a niektórzy twierdzą, że dusze zmarłych nigdy nie opuściły tego miejsca. Udokumentowane historie o duchach są związane z Port Arthur od 1870 roku i od tego czasu wiele osób dodało do nawiedzonej reputacji Port Arthur swoimi własnymi opisami zjawisk paranormalnych. Gdy światło latarni poprowadzi cię przez ciemność i ujawnią się dziwne historie, odkryjesz sekrety Port Arthur i sam zdecydujesz, czy opowieści są prawdziwe… I to też na wyspie – siedzibie Diabła tasmańskiego – zdarza się tym co mają odrobinę wyobraźni…
Historia Port Arthur to historia życia wielu ludzi, miejsc i takich momentów, w które coraz trudniej uwierzyć, że miały miejsce tam dole globusa. W swojej długiej historii Port Arthur był miejscem trudów i kar ale i miejscem wypoczynku dla władających tym miejscem. Obecnie jest to jedno z najważniejszych miejsc dziedzictwa kulturowego Australii, gdzie historia kolonialnej historii Australii jest zapisana w kamieniu i cegle – od przerażającej osady skazańców – do wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa Historycznego miejsca i światowej klasy atrakcji turystycznej.
Powyżej: „Rezydencja” porucznika John Bowen’s, w Risdon, gdzie to pierwsze osiedlenie zarządzających losem skazańców miało miejsce na Tasmanii.
Wielu ludzi, którzy przeszli przez Port Arthur w całej jego historii, pozostawiło ślad, który żyje do dziś. Ludzi takich jak np. Mark Jeffrey – grabarz – który miał skłonność do ataków oburzenia. Pierwotnie przetransportowany za włamanie, determinacja Marka Jeffreya, by bronić swoich praw, przyniosła mu ciągłe kary.
Po pewnym czasie skazany na wyspie Norfolk został wysłany do Port Arthur, gdzie spędził sześć miesięcy w Oddzielnym Więzieniu za dochodzenie swoich praw do racji żywnościowych. Władze zmęczyły się jego niepokojącymi wybuchami i został wysłany na Wyspę Umarłych jako grabarz. Tam Mark doświadczył przerażającą wizytę… Diabeł, „Jego Szatańska Wysokość”, pojawił się w jego chacie i przemówił do niego – czym Mark był tak przerażony, że błagał o usunięcie go z wyspy.
Czy też uparta, skazana służąca Margaret Dalziel, która najwyraźniej nie potrafiła trzymać się z dala od kłopotów i pozostawiła dla potomności zapis swoich przewinień; oraz komendanta Williama Champa, którego wizja zacienionego schronienia dla pań z osady wciąż istnieje w pięknych ogrodach Port Arthur. A który został pierwszym premierem Tasmanii. I wielu, wielu innych…
Port Arthur – więzienie ukończono w 1853 r., a następnie rozbudowano w 1855 r. Układ więzienia był dość symetryczny. Miał kształt krzyża. Każde ze skrzydeł więziennych było połączone z rdzeniem obserwacyjnym więzienia, i z kaplicą w centralnej sali. Ten system zasygnalizował również przejście od kar fizycznych do kar psychologicznych. Na przykład jedzenie służyło do nagradzania dobrze wychowanych więźniów i jako kara dla wichrzycieli. W nagrodę więzień mógł otrzymać większe ilości żywności. Jako karę więźniowie otrzymywali minimum chleba i wody. W ramach tego systemu kar w budynku wdrożono „Silent System”. Tutaj więźniowie byli zakapturzeni i zmuszani do milczenia; miało to dać więźniowi czas na zastanowienie się nad działaniami, które go tam sprowadziły. Wielu więźniów w Oddzielnym Więzieniu rozwinęło choroby psychiczne z powodu braku światła i dźwięku. Aby trafić do więzienia na Tasmanii nie potrzeba było wiele. Np James Grace, lat 11 – włamał się do domu i ukradł 9 metrów jedwabnej wstążki, skazany został na 7 lat zesłania do kolonii.
Port Arthur było idealnym miejscem na więzienie – było na półwyspie, który dzielą od lądu dwa bardzo wąskie przesmyki. W tych miejscach czekano na uciekinierów. Innej drogi – nie było. Tu czekała na nich straż z psami i rekiny. Porth Arthur to miejsce odległe i odizolowane zarówno przez złowróżbny naturalny krajobraz, jak i głębokie, wzburzone morza. Pomimo niebezpieczeństw, próby ucieczki były częste i przybierały różne formy.
Anglicy wszystkich swoich więźniów z wyrokami powyżej 7 lat po długiej podróży statkiem z Anglii, wsadzano wprost do izolatki. Im wyższy wyrok oznaczało dłuższy pobyt w celi odosobnienia. We wspomnieniach więziennych jest zapis najmłodszego dziewięcioletniego chłopca, który wysłany z Anglii w długą podróż do więzienia na Tasmanii zabrał ze sobą tylko pudełko zabawek. Według zapisów opowiadań naszego przewodnika w szczytowym momencie w Port Arthur przebywało około 2000 więźniów.
Po zwiedzeniu tego miejsca „sprawiedliwości kolonialnej” stateczkiem opływamy Wyspę Śmierci – „Isle of the Dead” – to mała wysepka o powierzchni około 1 hektara. Jest częścią australijskich miejsc skazańców i jest wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa, ponieważ reprezentuje konwiktyzm w epoce brytyjskiej kolonizacji. Przed osadnictwem europejskim Aborygeni zbierali żywność na tej wyspie. Od 1833 roku wyspa służyła jako cmentarz dla skazanych i już u wolnych ludzi z osady karnej Port Arthur.
1000 szacunkowych grobów, które tam istnieją, oznaczono tylko 180, należących do personelu więziennego i wojskowego. Groby więźniów oznaczano tylko numerem. Cmentarz został zamknięty po upadku osady Port Arthur w 1877 roku, a wyspa została sprzedana jako teren prywatny. Została ponownie przejęta i zarządzana przez rząd Tasmanii od początku XX wieku
Jeszcze tylko zakup pamiątek z tego miejsca w dole globusa, jeszcze tylko kawa z moimi dobrymi opiekunami w czasie pobytu w tym miejscu, gdzie w ramach kolonialnego procesu wychowawczego wdrożono kaptur i „Silent System”. A gdzie tasmańskie cuda natury witają cię na każdym kroku. Jeszcze tylko kilka zdjęć i powrót na Północną Tasmanię – do Launceston!
To ja z lewej, w środu nasz przewodnik – UWAGA! POLAK – ekspert pracujący w grupie przewodników tego historycznego miejsca -i mieszkający w pobliskiej Nubeenie, a z prawej – mój opiekun na czas… kiedy ‚zapadały ciemnośc’ w Port Arthur…
Jolanta V. Miarka
#################################################
np.pl
@@@
FANTASTYCZNA OPOWIEŚĆ O TYCH WIĘŹNIACH I TYCH DIABŁACH TASMAŃSKICH I TYCH ANGIELSKICH W LUDZKIEJ SKÓRZE KTÓRZY ZBUDOWALI TO WIĘZIENIE, JAK PANI PISZE, AŻ W DOLE GLOBUSA. DZIĘKI SERDECZNE.
JACEK SKROBISZ, ZŁOCIENIEC
Rzeczywiście straszno tam, ciemności, diabły, więźniowie, wyspa śmierci, Polak przewodnik i uśmiechnięta Autorka. To chyba dlatego tej Tasmanii prawie wszystko jest pomieszane i do góry nogami… hmmm? A mówią ci co tam byli i w zdrowiu do domu powrócili, że tam żyje się jak u Pana Boga za piecem
Tadek K
Dziewięćdziesiąt procent skazańców przywożono z Anglii na wyspę „diabłów” z powodu popełnienia różnego rodzaju kradzieży nawet takich jak George Smith został skazany, ponieważ ukradł chusteczkę do nosa czteroletniej dziewczynce; Thomas McBrain dostał karę dożywocia za nieobecność w pracy przez jeden dzień i tysiące podobnych. Najstarszy znany skazaniec miał 86 lat. To piekielne miejsce nie miało sobie równego w całym imperium brytyjskim. Czytałem o tym także w książce Normana Daviesa i dobrze, że to znowu zostało opisane. Tak w praktyce wyglądała Angielska Wielka Karta Swobód znana jako Magna Carta. W dziejach demokracji uchodzi ona za fundament demokracji …
Zbyszek. Perth
@@@
Wybieramy się i my na Tasmanię pod koniec stycznia. Ciekawe czy zobaczymy to samo co p. Autorka artykułu. A na razie pozdrawiamy. Gdy już będziemy na miejscu to też coś napiszemy.
Melania i Tomek Kozłowscy
@@@
Rzeczywiście ten diabełek może wystraszyć, ma takie duże kiełki. Ale chyba Tasmańczycy traktują go po przyjacielsku. I wogóle słyszałam, że tam na Tasmanii żyją przyjaźni ludzie. Mówił o tym kiedyś w radiu spiker o imieniu Marek, ale nazwisaka już nie pamiętam. A jeśli tam żyją Polacy to życzę im Wesołych Świąt.
Monika
Pozdrawiam „polskich diabełków z Tasmanii i życzę radosnych Świąt Bożego Narodzenia. Jarek wraz z Rodziną
Jarek Micewski/ NZ
Piękne miejsce, jeszcze nie zniszczona flora i fauna, krajobraz, ocean ale to miejsce ma tak ponurą historię, że tego nie opowie żaden przewodnik. Strzelanina, która miała miejsce bodajże w 1996 roku w wyniku której zginęło 35 osób, a 23 zostały ranne; jest to najtragiczniejszy zamach z użyciem broni palnej w historii Australii[. Dokonał tego jeden człowiek Tasmańczyk . Byłem tam w 2014 roku. Sliczne miejsce ale historia tragiczna.
Stan Korycki-Kus
Aż tam Panią zaniosło z Polski, a może Pani tam mieszka? Jeśli tak to prosżę o więcej informacji o Australii, bo tak mało się pisze o tym kontynencie w prasie polskojęzycznej.
Wiesław Kilarski
Śpóźnione ale NIEZAPOMNIANE ŻYCZENIA Radosnych Świąt i Szczęśliwego Nowego dla Pana Redaktora, Autorce-Polce gdzieś tam w oddali w dole globusa, Współpracownikom, życzy Rodzina Janickich
Justyna Janicka
Lepsze to o przygodach „w dole globusa” niż 10 reportarzy – reporterów, i analityków, którzy wojny nie widzieli na oczy .
Paweł Stefaniuk