Walka Dawida z Goliatem, czyli powojenne świadectwa wiary mieszkańców powiatu konińskiego

Autor: Łukasz Rewers

Nie przemogli nas czerwoni,

teraz czasy są łaskawsze.

Nam pisane Krzyża bronić.

Wczoraj, dzisiaj, jutro, zawsze.

Leszek Czajkowski – Bronić Krzyż

Nie od dziś wiadomo, że komunizm za jeden ze swoich najważniejszych celów obrał walkę z religią, a w szczególności zniszczenie chrześcijaństwa. Wszak sam Karol Marks, jeden z pierwszych teoretyków tej lewicowej ideologii, powiedział: „Religia to opium dla ludu”. Nic w tym dziwnego: chrześcijański obraz człowieka – miłującego pokój, Boga i każdego bliźniego, nawet nieprzyjaciół, kłócił się z ideą walki klas.

We wszystkich krajach komunistycznych wierzący, tak jak za czasów pierwszych apostołów czy rewolucji francuskiej, byli i nadal są prześladowani. W Rosji Stalin kazał, na masową skalę, zamykać świątynie, przerabiać je np. na spichlerze, lub po prostu niszczyć, tak jak wielki sobór Chrystusa Zbawiciela w Moskwie. Przejmowano szkoły prawosławne i inne majątki kościelne. Szydzono w prasie i na plakatach propagandowych z wiary. Niszczono sztukę sakralną. Wyrzucano z pracy lub uniemożliwiano dalszą edukację wierzącym. Rozstrzelano lub wywieziono do łagrów dziesiątki tysięcy duchownych. Posunięto się nawet do tego, że w 1923 roku, w pokazowym procesie, skazano Boga na „śmierć” za „przestępstwa przeciwko rodzajowi ludzkiemu”. Pluton egzekucyjny symbolicznie wykonał ten wyrok oddając strzały w niebo…

W Albanii, za rządów Envera Hodży, posunięto się o krok dalej, na co nawet sam Stalin nigdy się nie zdecydował: 22 listopada 1967 roku rząd albański całkowicie zakazał praktyk religijnych. Dekret ten obowiązywał ponad 20 lat, a za jego złamanie, np. po przez ewangelizację, złapanie na modlitwie, posiadanie Biblii, czy ochrzczenie dziecka, groziło ciężkie więzienie, obóz pracy lub śmierć męczeńska… Podobnie postąpili Czerwoni Khmerzy z Kambodży, którzy za praktyki religijne, noszenie okularów, znajomość języków obcych czy posiadanie niezniszczonych pracą dłoni wydawali często jeden wyrok – karę śmierci, nieraz wykonywaną za pomocą plastikowego worka, służącego do duszenia ofiar. W obecnych czasach podobną politykę wobec religii prowadzi Korea Północna, trzymająca w obozach koncentracyjnych nieznaną liczbę chrześcijan.

W PRL-u panował łagodniejszy stosunek do wiary niż w ZSRR czy w Albanii, ale mimo to Kościół Katolicki był prześladowany. Co ciekawe przez cały okres PRL-u Kościół był de facto jedyną „legalną” i nieprzerwalnie działającą instytucją opozycyjną wobec „ludowego” rządu. Komuniści bowiem dobrze wiedzieli, że zakazanie religii w tak uduchowionym kraju jak Polska, dla którego Kościół przez wieki stanowił i nadal stanowi opokę dla Narodu Polskiego, poskutkowałoby tylko krwawą wojną domową. Uczono się również na przykładzie ZSRR, Albanii czy Kambodży, gdzie pomimo cięższych prześladowań, część mieszkańców nadal zachowywała swoją wiarę, co świadczyło o nieskuteczności prowadzonych tam kampanii antyreligijnych.

Mimo to starano się blokować budowę czy remonty świątyń, stawianie nowych kaplic i krzyży, zdejmowano krzyże ze szkół, inwigilowano, a nawet więziono duchownych (tak jak prymasa Stefana Wyszyńskiego), uniemożliwiano dalszą edukację lub pracę osobom niebojącym się propagować publicznie swojej wiary oraz mordowano księży, jak np. Jerzego Popiełuszkę czy Franciszka Blachnickiego .

Społeczeństwo nie pozostało bierne wobec tych antyteistycznych represji. Polacy wiele razy manifestowali swoje przywiązanie do religii, np. budując, w czynie społecznym, kościoły i kapliczki, broniąc, przed usunięciem, krzyża w Nowej Hucie w 1960 roku, organizując strajki szkolne w Miętnem i we Włoszczowie w 1984 roku oraz uczestnicząc w mszach i pielgrzymkach liczących nawet setki tysięcy ludzi.

Na Ziemi Konińskiej również nie brakowało odważnych świadków wiary, którzy swoimi czynami sprzeciwiali się panującemu ustrojowi. Poczynając od prawdziwie męczeńskiej śmierci Stanisława Pilskiego z Tokarek w gminie Kazimierz Biskupi (oskarżonego przez bezpiekę za postawienie krzyża w Tokarkach, a niedługo potem znalezionego martwym na bagnach w Puszczy Bieniszewskiej), przez msze za Ojczyznę w kościele św. Maksymiliana Kolbe w Koninie, po postawienie nowego krzyża na konińskich błoniach w 119 rocznicę stracenia Maksymiliana Tarejwy, który niedługo potem został usunięty przez „nieznanych sprawców”…

W 1966 roku w Grąblinie niedaleko Lichenia miał miejsce mało dziś znany manifest wiary katolickiej. We wspomnianej wsi przy drodze Konin-Licheń i na rozwidleniu drogi do Anielewa, znajdował się stary drewniany krzyż. Część mieszkańców, zaniepokojona jego stanem, oraz tym, że mógłby upaść na dzieci idące tą drogą do pobliskiej szkoły w Anielewie, postanowiła postawić na jego miejscu nowy krzyż. Oczywiście, w ten proceder były zaangażowane tylko zaufane osoby, gdyż w tych czasach za podobny czyn groziły represje ze strony panującej władzy. Podjęto się więc pracy nad nowym symbolem w warunkach niemal konspiracyjnych: w nocy w stodole u Stanisława Szyszyńskiego lokalni gospodarze tworzyli nowy krzyż. Po wykonanym zadaniu, również po zmroku, postawiono go w świetle lampy od komarka. Niestety, najprawdopodobniej jeden z mieszkańców Grąblina doniósł o tym czynie na milicję. 5 kwietnia 1966 roku funkcjonariusze dokonali wizji lokalnej, podczas której stwierdzili, oczywiście według ich mniemania, „szkodliwą” samowolę budowlaną. „Winnymi” tego czynu uznano lokalną działaczkę społeczną i żonę byłego przedwojennego posła na sejm – Zofię Kacprzak oraz wspomnianego gospodarza Szyszyńskiego.

ZOFIA KACPRZAK

Wezwano ich na milicję do Konina, informując, że tej sprawy nie uważa się za godną większej uwagi, ale z powodu ciągłych dociekań donosiciela funkcjonariusze muszą podjąć interwencję. Na Zofię Kacprzak, jak i na Stanisława Szyszyńskiego, oprócz nakazu rozbiórki krzyża, nałożono karę w wysokości 500 zł oraz zagrożono postępowaniem karnym z zagrożeniem karą aresztu do 1 roku, karą grzywny do 50 000 zł albo oboma karami łącznie. Pani Kacprzak nie zgodziła się jednak rozebrać krzyża, ani zapłacić wymienionej kwoty, przez co jeszcze kilkakrotnie była wzywana na przesłuchania. Od tej decyzji mogła się jednak odwołać do Wydziału Budownictwa, Urbanistyki i Architektury Prezydium WRN w Poznaniu z czego skorzystała 20 kwietnia tegoż samego roku. Tydzień później została wydana decyzja, na mocy której udzielono pozwolenia na obudowę obiektu kultu religijnego oraz anulowano wcześniejszą karę grzywny.

Nowy krzyż grąbliński, pomimo groźby rozbiórki, pozostał na swoim miejscu. Stał tam aż do 2005 roku, kiedy to, wraz z przebudową drogi, został przeniesiony do Księżego Ostrowa w gminie Kramsk, gdzie zastąpił inny rozpadający się krzyż. Otaczający go płotek przeniesiono do pobliskiego lasu, gdzie ogrodzono nim jedną z kaplic. Obecną na nim kapliczkę przekazano kuzynowi Wandy Wieczorek – wnuczce Zofii Kacprzak.

Podobnych historii z Polski, jak i całego świata, zapewne jest znacznie więcej. Smutne jest jednak to, że pewne osoby nie dostrzegają tak wielkiej ofiarności, jakie wcześniejsze pokolenia wniosły w obronę swojej wiary. Co jakiś czas w przestrzeni publicznej pojawiają się bowiem postulaty usunięcia symboliki religijnej z miejsc publicznych czy wręcz jawne ataki na wolność religijną. Należy pamiętać, że zgodnie z naszą historią i tradycją krzyż był niemal wszędzie obecny, uzmysławiając mieszkańcom Polski o wierze chrześcijańskiej. Dla nas współczesnych – po latach prześladowań religijnych z rąk Niemców i komunistów, krzyż jest również znakiem oporu i przelanej krwi tych, dla których wiara, nadzieja i miłość oraz Bóg, honor i Ojczyzna znaczyły bardziej być niż mieć

„WYKLĘTY” GRĄBLIŃSKI KRZYŻ

Łukasz Rewers

################################

np.pl

Śledź i polub nas:

Dodaj Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *